czwartek, 19 października 2023

Obwieszczenie

 Cześć!

Witam serdecznie wszystkich, którzy jeszcze czasami tu zaglądają i tych co zajrzeli tu dziś po raz pierwszy.

Przepraszam przede wszystkim, że minęło wiele czasu odkąd ostatni raz coś tu wrzucałam co nie znaczy, że całkiem to wszystko porzuciłam. Życie mi się trochę pozmieniało, ale ciągle coś próbuję tu pisać, chodź tylko na razie jako wersję roboczą. Było to moje pierwsze opowiadanie, mam do niego pewien sentyment, chociaż czytając je już jako dorosła kobieta mam po prostu maskę zażenowania. Myślę, że jest dosyć infantylne, dlatego piszę je na nowo, z nowymi wątkami i tak, aby kogoś zainteresowało, a nie było takie, kolokwialnie mówiąc "słodko-pierdzące".

Rozdziały, które są już teraz zbiorę w jedno duże opowiadanie, jako jeden wpis jeśli ktoś chciałby przez to jeszcze przebrnąć. Nowych rozdziałów może być trochę mniej, jednak trochę (nie mówię, że wiele) obszerniejsze.

Liczę, że jeszcze kogoś uszczęśliwię tą nową wersją. 


NADCHODZI NOWE!

wtorek, 3 marca 2015

Miniaturka - Tajemnica

 Odbudowa Hogwartu zajęła jedynie kilka miesięcy. Większa część czarodziei chciała, aby ich dzieci były odpowiednio wykształcone w tym do czego zostały stworzone. Ta mniejsza część przeniosła swoje pociechy do dwóch innych szkół. Jednak Hogwart zrzeszył sobie sporo pobratymców do jego odbudowy.
 Wyszło więc, że uczniowie mogli już we wrześniu wrócić do nauki. Ponownie jednak powtarzali klasę w której byli, kiedy wybuchła wojna. Pierwszorocznych było dwa razy tyle co normalnie. Jednak nikt nie miał z tym problemu.  
 Złota trójca także powróciła do szkoły. Hermiona zakończyła szkołę ze wszystkimi wybitnymi. Chłopcom poszło nieco inaczej niż brązowowłosej, ale to sprawa była oczywista. Nie każdy mógł być Hermioną Granger i wkuć wszystkie podręczniki, jakie były, na pamięć.
 Jeśli chodzi o związki to Ron po powrocie do szkoły szybko znalazł swoją nową druga połówkę, którą nie okazała się Hermiona, a Padma Patil. Dziewczyna nie rozpaczała zbyt długo, w końcu Ron to jej przyjaciel na którym jej zależało. Traktowała go jak brata i chciała dla niego jak najlepiej. Harry, jak można było przewidzieć, nadal spotyka się z Ginewrą.
 Harry i Ron po dwóch latach urządzili podwójne wesele. 
 -Wiesz, zawsze marzyłam, że będę miała podwójne wesele, ale tą drugą panną młodą będziesz ty, a nie Padma - jęknęła Ginny. 
 -Oj daj spokój. Ja jeszcze nie mam w planach ślubu na najbliższe kilka lat - zaśmiała się Hermiona wstając pomóc pannie młodej upiąć welon w koku. - To będzie piękny ślub.
 Ron i Padma w niedługim czasie wyjechali do Rumuni do Charliego, a Harry i Ginny zamieszkali w pięknej dzielnicy w Londynie. 
 Hermiona zaczęła zarabiać na własne utrzymanie dość szybko. Dobre kwalifikacje i zapał do pracy dawał jej lepszy start w każdej firmie. Hermiona poza dobrymi wynikami w szkole, zrobiła tez parę kursów. Nigdy nie była zdania, że jeśli jest czarownicą to musi koniecznie i niezaprzeczalnie pracować tylko w tych magicznych miejscach. Ciężko pracowała, a w dodatku uczyła się, żeby doceniono ją w kontraktowo-handlowej dziedzinie inżynierii. 
 W pierwszej swojej pracy zauważyła, że nie tylko ona po zakończeniu szkoły, znalazła zatrudnienie w mugolskiej firmie. Znalazła się tam także Pansy Parkinson. Na początku była do niej bardzo sceptycznie nastawiona. Jednak zauważyła, że dziewczyna bardzo się zmieniła. Zacząwszy od tego, że nie traktowała mugolaków, ani samych mugoli z góry. Traktowała ich na równi ze sobą. W końcu Hermiona przekonała się do dziewczyny. W końcu także ją polubiła. Ich wspólne narzekania na niekomfortowe mieszkanie i okropne otoczenie zbliżyło je do siebie. 
 -Słuchaj Hermiona. A może byśmy tak razem wynajęły sobie mieszkanie. Co ty na to? - zapytała pewnego dnia Pansy podczas przerwy na lunch.
 -To wcale nie jest taki głupi pomysł. Połączone zarobki zapewnią nam cudowne mieszkanie. Trzeba się za czymś rozejrzeć - rozentuzjazmowała się Hermiona na samą myśl.
 W kilka tygodni później dowiedziała się od Ginny, że mieszkanie w jej bloku się zwalnia i można je wynająć. Szybko poinformowała o tym Pansy i już kolejnego dnia były je obejrzeć.
 Mieszkanie posiadało dużą kuchnię, salon, wygodną łazienkę i dwie sypialnie. Było w dość ekskluzywnym bloku w centrum Londynu. Trochę obawiały się ceny, jednak nie przerosła zbytnio ich budżetu. Po rozłożeniu na dwie wychodziło całkiem przyzwoicie. Mieszkanie było na 6 piętrze. Zamieszkały w drzwi w drzwi z państwem Potter.
 Dnia kiedy wprowadzały się do nowo wynajętego mieszkania, Hermiona i Pansy zaczęły po kolei wypytywać się o swoje złote trójce. Gdyż na ich roczniku było ich aż dwie, tylko jedna bardziej sławna. Pierwszą tworzyła Hermiona, Harry i Ron, natomiast tą mniej popularną tworzył Draco Malfoy, Blaise Zabini i Pansy.
 -Co się stało z twoimi koleżkami - zapytała uszczypliwie Pansy. -Koniec waszej przyjaźni?
 -No wiesz co?! - oburzyła się Hermiona.
 -No co? Jestem ciekawa. Zawsze takie papużki nierozłączki, nawet ci się coś z Weasleyem kroiło, a tu proszę. Zero wydźwięku.
 -Ron i ja to jednak złe połączenie. Teraz ma żonę, którą jest Padma - uśmiechnęła się do koleżanki, która zamarła w połowie odkładania porcelanowej figurki na kominek.
 -No nie gadaj. To jednak ten ich związeczek tak ewoluował? - zrobiła wielkie oczy.
 -Na to wygląda. Mam z nim tylko kontakt listowny, ponieważ wyjechał z żoną do brata do Rumuni - powiedziała lekko. - No a Harry... Jest małżeństwem z Ginny i mieszka na przeciwko. Więc ciągły kontakt. A jak u ciebie i twoich znajomków? - zapytała równie uszczypliwym głosem co ona wcześniej.
 -Z Zabinim mam bardzo dobry kontakt. Natomiast z Malfoyem nie widziałam się od zakończenia szkoły. Tylko Zab utrzymuje z nim kontakty. Wiem tylko, że prowadzi jakąś firmę, tylko zielonego pojęcia nie mam czym się zajmuje.
 -No więc odrzucił twoją miłość? - zapytała Hermiona za co oberwała kanapową poduchą. - No co! Tak tylko pytam, to już nawet nie można? - zaśmiała się.
  -A spadaj! - usłyszała tylko w odpowiedzi i obie zaczęły się śmiać.
 Dwa miesiące po tym Hermiona musiała opuścić swoje miejsce pracy i poszukać czegoś nowego, gdyż jej umowa właśnie się kończyła i niestety nie została przedłużona. Pansy mając inny rodzaj umowy, została w dotychczasowej pracy. 
 W krótkim czasie została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do Apar&Soo. Nie była to duża firma, ale zarobki w niej były zadowalające. Jenak, kiedy dowiedziała się, że jest jedyną kobietą poproszoną na to spotkanie straciła nadzieję. Była pewna, że stanowisko dostanie się facetowi. Jednak życie uwielbia nas zaskakiwać. Tak, wiec Hemriona dostała pracę w nowej firmie.
 W tym czasie regularnie zaczął się pojawiać w jej mieszkaniu pewien czarnoskóry chłopak, a mianowicie Blaise Zabini, przyjaciel Pansy. 
 Po dwóch latach od ślubu dowiedziała się, że Ron spodziewa się potomka, a państwo Potter właśnie zgubili sens własnego małżeństwa. Harry w krótkim czasie zdecydował się na rozwód z Ginny. Jednak ta za nic nie chciała mu go dać. Wydawało się, że w jej słowniku nie występuje takie słowo. Dziewczyna przez całe życie była wychowana w świadomości, że więzi małżeńskie są nierozerwalne i nie dopuszczała do siebie rozpadu własnego związku. Hermiona okropnie jej współczuła, gdyż państwo Weasley i rodzeństwo dziewczyny, dobitnie oświadczyli jej co na ten temat sądzą. Czyli w kilku słowach kazali jej ratować małżeństwo. Jednak ciężko jej było to realizować, gdyż Harry spakował swoje rzeczy i wyprowadził się z wspólnego mieszkania. Ginny bardzo to przeżyła.
 -Wiesz co Hermiona? - odezwała się Pansy.
 -Nie wiem, oświeć mnie.
 -Mieszkamy tu już tak długo, a nie urządziłyśmy parapetówki, czy to nie dziwne?
 Dla Pansy, która ostatnio wiele imprezowała wydało się to dziwne, jednak nie dla Hermiony, która wolała siedzieć w domu i nie poznawać ludzi w zatłoczonych i zapijaczonych klubach. Takie było jej zdanie na ten temat. Jednak chcąc nie chcąc zgodziła się, żeby przyjaciółka zorganizowała małą imprezę w ich mieszkaniu. Długo namawiała też na przyjście Ginny. Musiała się sporo na ćwiczyć, żeby ruda zgodziła się zagościć w mieszkaniu obok w ten dzień.
 Tego dnia do mieszkania przybyło wiele osób w tym przyjaciel Pansy, Blaise, który ostatnimi czasy często u nich gościł. Połowę imprezy przesiedział z Ginny. Próbował rozśmieszyć markotna dziewczynę i robił wszystko by czuła się lepiej w gronie obcych jej ludzi. Ale kiedy Ruda poszła już do siebie, pod pretekstem, że boli ją głowa, Blaise przestał się dobrze bawić, a jedynie siedział na kanapie popijając jakiś trunek ze szklanki.
 Trzy dni po udanej imprezie Blaise ponownie pojawił się w mieszkaniu Hermiony i Pansy.
 -Ale Pans nie ma. Wyszła gdzieś - poinformowała go zaraz po tym jak przekroczył próg mieszkania.
 -Wiesz, to nawet lepiej. O tym wolałbym pogadać tylko z tobą - westchnął i jak zwykle rozsiadł się w salonie na kanapie.
 -Chcesz coś do picia? - grzecznie zapytała Hermiona.
 Polubiła chłopaka odkąd poznała tą jego bardziej człowieczą stronę. Zawsze uważała go za nadętego buraka, obstawę Malfoya, który nie potrafi sam siebie obronić i wysługuje się przyjaciółmi. Jednak Blaise okazał się dobrym kompanem do rozmowy. Można z nim było pogadać nawet na najbardziej babskie tematy na świecie. Nie zrażało go nic i nikt.
 -Nalej mi coś mocnego - stwierdził stanowczo i głośno westchnął, jakby dopiero co wchodził po schodach na 15 piętro i musiał chwilę odsapnąć, gdyż jego kondycja wysiadła. Pomijając już zupełnie fakt, że przyjechał tu windą.
 -Dobra...
 Poszła do kuchni po dwie ładne szklanki na Ognistą, a później wyjęła z barku pękata butelkę bursztynowego płynu i rozlała go do naczynek wcześniej przygotowanych. Sobie nalała dużo mniej. Chciała się po prostu napić towarzysko.
 -Zakochałem się - stwierdził i pociągnął spory łyk ze szklanki.
 -A któż miał to nieszczęście? - zażartowała.
 -Ginny. Ginny Weasley - stwierdził i tym razem to Hermiona wychyliła całą zawartość swojej szklanki. Była zaszokowana.
 -Ale jak to? Kiedy?
 -No wiesz... Na tej waszej imprezie - jęknął zrozpaczony i pociągnął kolejnego solidnego łyka. - Ale nie mów nic Pansy, zachowaj to w tajemnicy. Błagam...
 -Dobrze, nic jej nie powiem - przyrzekła.
 Trzy dni od owego wyznania przyszła do domu i na stole zastała kartkę od Pansy, że jedzie ze znajomymi na weekend pod namioty. Była to spontaniczna decyzja, dlatego nie poinformowała jej wcześniej.
 Blaise, kiedy się o tym dowiedział wprost błagał Hermionę, żeby zaprosiła do siebie Ginny. Żeby urządziła kolację, na której będzie mógł się z nią spotkać. Z dobrego serca Hermiona zgodziła się i w sobotę wieczorem już jedli w mieszkaniu Pansy i Hermiony ładna kolację. 
 Widać było jak Ginny dobrze czuje się w towarzystwie Zabini'ego. Na kilometr biła od niej radość, której już dawno nie było u niej widać. 
 -Wiesz - zastanawiała się Ginny w niedzielny ranek. - Dobrze się czuję w towarzystwie Blaise, ale mimo, że nie jestem z Harrym czuję jakbym go zdradzała.
 -Kochana, nie możesz się tym przejmować. Masz prawo ułożyć sobie życie na nowo - pocieszyła rudowłosą.
 -Moi rodzice nie byli by z tego zadowoleni. Ciągle utrzymuje ich w niewiedzy. Wciskam ciemnotę, że próbuję ratować to z Harrym - powiedziała płaczliwym głosem.
 Po chwili już jednak rozpłakała się na dobre. Powiedziała pannie Grenger wszystkie żale, które tak bardzo ciążyły jej na sercu. Było tego dość sporo, ale wytrwały. Z całej wypowiedzi dowiedziała się, że Harry tak szybko nie dostanie od niej rozwodu. Mimo, że tak bardzo tego pragnie.
 Trzy tygodnie po tej sytuacji Blaise w skowronkach poinformował Hermionę, że Ginny zgodziła się pójść z nim na kolację, niestety jego szczęście nie trwało długo, bo Ginewra zapowiedziała, że więcej tej sposobności mieć nie będzie. Nie dopuszczała myśli, że może spotykać się z kimś będąc jeszcze w formalnym związku z poprzednim partnerem. Kiedy Hermiona zaproponowała urządzenie kolacji u siebie w mieszkaniu byli zachwyceni oboje. Jednak nie chcieli w żadnym wypadku, aby wiedział ktoś poza brązowowłosą. Więc schadzki tych dwoje urządzała, kiedy Pansy jechała gdzieś z delegacją. Mimo wielu sprzeczności z samych sobą Ginny zawsze przychodziła.
 Na takim spędzaniu czasu minęło im aż dwa miesiące. Pansy w tym czasie kogoś poznała, więc często nie było jej w mieszkaniu co sprzyjało schadzkom Ginewry i Blaise.
 W nowej pracy Hermiony było dobrze do pewnego momentu. Dopóki nie zaczął się do niej przystawiać syn właściciela. Pewnego dnia zamknął ją w uścisku, nachalnie szepcząc jej do ucha. Takie rzeczy, których raczej, żadna szanująca się kobieta nie chciałaby usłyszeć. Nie wiele w tym momencie myślała. Odepchnęła go, uderzyła w twarz i wyszła z firmy. Następnego ranka chciała przynieść wypowiedzenie lecz szefostwo było szybsze i dało jej ono szybciej tę kartkę papieru.
 W tym samym czasie Pansy znalazła swoją drugą połowę i razem z Zachariaszem wyjechała na wycieczkę do Austrii ma się pojawić dopiero za dwa tygodnie. Nie powiedziała nic przyjaciółce o stracie pracy. Nie chciała jej nakładać na głowę zmartwień, kiedy jej związek kwitł.
 Hermiona gorączkowo zaczęła poszukiwać nowej pracy. Nie mogła sobie pozwolić na jej brak. Nie miał kto jej pomóc finansowo, a nawet jeśli to nikogo nie miała ochoty tym obarczać. Nauczyła się sama sobie radzić ze swoimi problemami. Harry i Ron, mimo, że byli jej przyjaciółmi to w gruncie rzeczy nie mieli czasu na jej problemy. Zazwyczaj liczyły się tylko te ich.
 Szybko znalazła nową pracę, gdzie postanowiła ubierać się bardziej konserwatywnie, gdyż Ginny przekonała ją, że to przez jej wygląd faceci tak się do niej kleją, chociaż na początku nie chciała jej w to wierzyć, to później uległa. Postanowiła również zacząć nosić okulary, zamiast soczewek kontaktowych, które nosi już od wielu lat. Praca przy komputerze i nocne ślęczenie nad książkami przy słabym świetle, zdecydowanie źle wpłynęła na jej wzrok trochę lat temu.
  Pracuje w Ignower, na jednym z większych oddziałów tej firmy. Nie poznała szefa wszystkich szefów i prawdopodobnie nigdy go nie pozna, ale jakoś jej na tym nie zależało. Wystarczy, że poznała swojego przełożonego i asystenta. Była całkowicie zadowolona z zarobków, ponieważ wystarczało jej na czynsz oraz życie i drobne wydatki. Za nic nie chce stracić tej pracy.
 Kiedy pewnego wieczora siedziała na kanapie, ktoś nagle zapukał do drzwi, gdy otworzyła drzwi do jej mieszkania wtoczył się pijany Blaise, smród alkoholu szczypał ją w nos.
 -Co się stało?! - zawołała, kiedy podnosiła go z progu.
 -Ginny - wybełkotał. Postanowiła go o nic nie pytać dopóki nie wciągnie go do mieszkania i nie zamknie drzwi.
 Kiedy zamknęła już drzwi i ułożyła Blaise na kanapie, zapytała:
 -O co chodzi z Ginny?
 -Umówiła się ze mną wczoraj na randkę.
 -To chyba dobrze - mruknęła Hermiona.
 -Właśnie, że nie! - wybuchł. - Poszła ze mną tylko po to, żeby mi powiedzieć, że już się więcej nie będziemy spotykać!
 -Ja... ja nie wiem co mam ci na to powiedzieć - szczerze popatrzyła na przyjaciela.
 -Nic nie mów, tu słowa są zbędne. Chcę tylko, żebyś wysłuchała moich żalów. Nie mogę się przecież nikomu innemu poskarżyć jak tobie - wybełkotał i czknął. - A może z nią porozmawiasz?
 -Spróbuję - stwierdziła.
 Później jeszcze przez kolejne pół godziny Blaise mówił o tym jak to świetnie było mu z Ginny, jaką mogli by tworzyć fajną rodzinę i jak jest mu teraz źle, po jej "stracie". W końcu zdecydowała się go umieścić w sypialni Pansy i sama poszła się położyć. Jutro przed nią kolejny dzień pracy, nie może bez sensu bełkotać i jasno musi myśleć nad tym co robi. Nie może niczego pomylić, jest to duża odpowiedzialność.
 Jednak ktoś pokrzyżował jej plany i postanowił odwiedzić ją w środku nocy.
 -Malfoy? - nie kryła zdziwienia, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła w nich blondyna.
 -No nieźle Ganger - zlustrował ją wzrokiem, a brązowowłosa w popłochu szczelniej owinęła się cienkim szlafrokiem sięgającym jej do połowy uda.
 -Czego chcesz Malfoy? - zapytała bez ogródek, nie siląc się nawet na uprzejmość.
 -Przyszedłem po Zabini'ego.
 -Skąd wiesz, że tutaj jest?
 -Chyba życie wśród mugoli całkiem zlasowało ci mózg - oświadczył. - Zaklęcie namierzające - stwierdził i pomachał jej różdżką przed nosem.
 -Wejdź - sapnęła ciężko i odsunęła się w drzwiach.
 Kiedy Malfoy wszedł do mieszkania, zaprowadziła go do sypialni w której spał Blaise. Przez sen całe łóżko rozkopał i przy okazji rozebrał się z nadmiaru ciuchów, i dlatego też spał aktualnie w samych bokserkach.
 -Diabeł - powiedział do niego Malfoy i mocno potrząsnął. Tamten tylko coś wymruczał i obrócił się na drugi bok. -Blaise wstawaj. Wracamy do domu - warknął blondyn i mocniej nim potrząsnął.
 -Draco? - otworzył oczy zdziwiony.
 -Tak to ja. Wstawaj pajacu. Zabieram Cię do domu, twoja matka się martwi, ruchy.
 -Dobrze - powiedział potulnie.
 Hermiona wyszła do kuchni czekając aż Blaise się ubierze i wyjdą razem z Malfoy'em. Nie wie czemu, ale blondyn strasznie działał jej na nerwy samą swoją obecnością w mieszkaniu. Przychodzi i się panoszy snob jeden.
 Brązowowłosa była już znudzona czekaniem, aż Blaise i jego towarzysz się wyniosą w końcu z jej mieszkania, więc postanowiła zrobić sobie herbatę i kiedy zalewała już torebkę wrzątkiem do kuchni wszedł Malfoy.
 -Łanie się urządziłaś - stwierdził.
 -Dzięki - prychnęła sarkastycznie.
 -Blaise pewnie ci pomógł - za te słowa w Hermionie, aż się zagotowało. Jak mógł tak w ogóle pomyśleć?! Nie od dziś wiadomo, że nie mają ze sobą najlepszych stosunków, ale tego było za wiele. Miała ochotę podejść i powtórzyć sytuację z trzeciego roku. Ale nie chciała mu dać tej satysfakcji. Była pewna, że teraz z łatwością by ją powstrzymał.
 Nie byli już równi wzrostem, Malfoy był co najmniej o głowę wyższy. Z marnej postury chłopca, którą miał jeszcze do siódmego roku, stał się postawnym mężczyzną przy którym Hermiona wyglądała jak kruszynka. Jego twarz nabrała znacznie wyraźniejszych rysów, tych rodowych Malfoy'owskich rysów. Jego włosy postawione były do góry.
 -Wypraszam sobie - syknęła. Malfoy nic nie odpowiedział, bo w tym samym czasie do kuchni wtoczył się Blaise.
 -Możemy iść Draco. Tylko błagam, nie teleportuj nas, bo puszczę pawia - jęknął i zbliżył się do Hermiony. - Dobranoc Hermionka, odezwę się jeszcze - cmoknął ją w policzek i poszedł w stronę drzwi. Malfoy tylko zmierzył dziewczynę groźnym wzrokiem i wyszedł.
 Kolejnego dnia wstał z bólem głowy, niestety jej apteczka z eliksirami była pusta, musi ją w niedługim czasie uzupełnić. Skorzystała więc z tabletek przeciw bólowych, ubrała się i wyszła do pracy.
 Rozmyślała nad wczorajszą wizytą Malfoy'a w jej mieszkaniu i zastanawiała się dlaczego pomyślał, że Blaise dołożył choćby centa do tego mieszkania.
 Hermiona ciężko na nie pracowała, a w dodatku spłacała jeszcze kredyt, który kiedyś zaciągnęła w mugolskim banku dość dawno temu.
 Weszła do firmy dokładnie o 7:53, gdzie do pracy miała na 8:00. Przyznała się sama przed sobą, że trochę się spóźniła, ponieważ zawsze jest w tam dużo przed czasem, żeby dobrze się przygotować. Cóż, trudno. Dzisiaj Olivier, jej własny asystent, będzie miał więcej roboty niż zazwyczaj.
  Zdążyła tylko usiąść przy biurku, kiedy wszedł Olivier. Popatrzył na nią i zlustrował ją wzrokiem.
 -Cześć Hermiono - powiedział jednak wesoło.
 Był to specyficzny typ człowieka. Najpierw mierzył z góry do dołu, a potem dopiero mówił, niekiedy miło innym razem mniej miło. Mimo tej specyfiki, Hermiona bardzo go polubiła przez te ten okres. Był to średniego wzrostu brunet, z czarnymi jak węgle oczyma i trochę mysią twarzą. Jednak miał w sobie jakiś urok i wydawał się całkiem przyzwoitym chłopakiem.
 -Cześć Olivier - uśmiechnęła się równie wesoło. - Co tam nowego? - wiedziała, że był już pozbierać wszystkie plotki z całej firmy od innych sekretarek i sekretarzy, ponieważ oni mieli do pracy na siódmą.
 -Wizytuje nas dziś szef wszystkich szefów - powiedział konspiracyjnym szeptem.
 -Skąd wiesz? Nic mi o tym nie mówiono - przeraziła się nie na żarty. Ich oddział był duży, ale nie spodziewała się nigdy wizytacji z jego strony. Nie przygotowała się odpowiednio, a to całkiem do niej niepodobne.
 -To jest nieoficjalne. Ale jeśli nie będzie go dzisiaj to z pewnością pojawi się w tym tygodniu - przekazał. - A! - przypomniał sobie coś jeszcze - Podobno jego pobyt ma trwać dość długo, ponieważ ona ma tu gdzieś rodzinę i przyjeżdża do niej w odwiedziny.
 -No to jak do rodziny, to do rodziny, a nie do firmy - poirytowała się. - Jaki człowiek tak robi?
 -Może dlatego będzie u nas długo, żeby tak to ładnie rozłożyć. Długo z rodziną i trochę czasu w firmie.
 -Ehhh... - westchnęła głęboko. - Jak on się w ogóle nazywa? - zapytała i upiła łyk kawy.
 -Pracujesz tu już od prawie miesiąca i tego nie wiesz?!
 -Jakoś się nie złożyło.
 -No wiesz co - pokręcił głową z dezaprobatą. - Szef szefów to Draco Malfoy, kiedy ostatni raz tu był z jakieś dwa lata temu to większość pracowników płci żeńskiej, zabijało się o niego, a on widział tylko papiery. Teraz myślą, że coś się zmieniło - nagle zauważył zmienioną twarz Hermiony. - Coś nie tak?
 -Nie, nic - mruknęła tylko i sięgnęła tylko po pierwsze lepsze papiery na biurku, żeby czymś zająć myśli i skończyć rozmowę z Olivierem.
 Jak mogła nie sprawdzić tak podstawowej rzeczy jak założyciel i właściciel firmy. Teraz trapiła się jak to będzie jeśli Malfoy zacznie sprawdzać wszystko i zobaczy, że Hermiona pracuje w jego królestwie. Przecież na pewno ją zwolni. To nie skończy się za dobrze - pomyślała.
 Kiedy gdzieś koło południa udało jej się zapomnieć i skupić się na pracy, to drzwi do jej gabinetu się otworzyły i ujrzała w nich blond czuprynę Malfoy'a.
 -Dzień dobry - powiedział kąśliwym głosem.
 -Witam - zmrużyła oczy jak drapieżnik szykujący się do ataku.
 -Kogo ja widzę w mojej firmie, panna Granger, no nie możliwe - kpił nadal.
 -A jednak takie zaskoczenie.
 -Grzeczniej - stwierdził i wyszedł nie powiedziawszy nic więcej.
 -Nadęty buc - mruknęła pod nosem, a po chwili dostała wiadomość na komputerze:

Sama jesteś BUC. I to NADĘTY.
Tak, słyszałem.
Draco Malfoy 

  Jak on to zrobił?! Nie powiedziała tego aż tak głośno. A może tylko się jej wydawało, że powiedziała to po cichu? Ehh... Ponownie musi się zająć swoją pracą, bo inaczej sfiksuje. Czeka już tylko na godzinę 15, żeby wyjść i położyć się w własnym zaciszu.
 Kiedy wróciła do domu o 15 była całkiem zmęczona. W biurze panował zgiełk jak nigdy z powodu przyjazdu Malfoy'a. Nie powie, że nie lubi swoich koleżanek z pracy, ale kiedy każda zaczyna nawijać o seksownym szefie to uszy więdną i nie chce się ich słuchać.
 Jeszcze na domiar złego nagle pojawił się Blaise, kolejny raz bardzo rozżalony. Miała już powoli dość, ale przecież nie mogła mu nie pomóc. Miał do tej sprawy tylko ją.
 Gdy tylko wyszedł Blaise to w ciągu 15 minut pojawiła się Ginny razem ze swoim żalami.
 -Wiesz, ja bym chciała, ale to jest takie niepoprawne i ciągle utrzymuje rodziców w przekonaniu, że staramy się z Harrym odbudować to małżeństwo.
 -Och Ginevro, daj już sobie z tym spokój. Ta sprawa jest już dawno przegrana. Przestań udawać - westchnęła Hermiona.
 -Myślisz, że to jest takie łatwe?!
 -A kochasz Harr'ego?
 -Już chyba nie... - powiedziała cichutko.
 -A kochasz Blaise?
 -Chyba tak... - powiedziała już tak cicho, że prawie niesłyszalnie.
 -No więc jak dla mnie jest to proste - stwierdziła Hermiona.
 -Mama mi nie wybaczy.
 I tak wkoło Macieju. Kiedy już prawie udawało jej się przekonać do przegranego małżeństwa i nowy związek z Blaise, Ginny wyjeżdżała ze swoją matką, ojcem i sumieniem, które na nic jej nie pozwalało i znowu wracały do punktu wyjścia.
 Kiedy tylko wyszła Ginny, ktoś ponownie zapukał w drzwi. Już myślała, że to Ruda czegoś zapomniała, ale po otworzeniu drzwi zobaczyła Malfoy'a. Zastanawiała się czy może przyszedł osobiście do niej przynieść jej wypowiedzenie pracy. Postanowiła jednak być uprzejma i wpuściła go do środka i poprowadziła do salonu.
 -Napijesz się czegoś? - zapytała uprzejmie, kiedy usiadł na kanapie.
 -Nie, dziękuję. Przyszedłem tylko, żeby ci coś powiedzieć.
 -W takim razie słucham - powiedział i usiadła na fotelu.
 -Zostaw Blaise w spokoju - Hermiona zmarszczyła brwi. Już chciał powiedzieć mu, że ona mu tylko pomaga przy nieszczęśliwej miłości, ale w porę przypomniała sobie, że obiecała Zabini'emu, iż nikomu nić nie powie.
 -A co? Zazdrosny jesteś? - zapytała z lekkim drwiącym uśmiechem.
 -Nie bądź żałosna Ganger. Nie widzisz co z nim robisz? - Hermiona uniosła brwi. - On się przez ciebie stacza. Nie wraca na noc do domu, siedzi w barach i zalewa się w trupa. Jest dla mnie jak brat. Swoją matkę stracił w czasie panoszenia się Voldemorta, więc dla mojej matki i ojca jest jak drugi syn, którego się niestety nie doczekali. Wszyscy się o niego martwimy. Więc jeśli nie chcesz stracić swojej pracy, to lepiej daj mu spokój.
 Pstryk teleportacji i już go nie było.
 No to pięknie. Musi obrywać za czyjeś grzeszki. Było jej okropnie z tym co powiedział jej Malfoy. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że to Ginny jest przyczyną takiego, a nie innego zachowania Diabła. Musiała utrzymać tą pracę, tym bardziej, że kilka dni temu dostała od Pansy pocztówkę, w której napisała:

Bawimy się świetnie. I postanowiliśmy tu jak na razie zostać. Rezygnuję z mojej pracy. Wiem, że sobie poradzisz, jesteś dzielna i zaradna jak nikt inny.
Pozdrawiam i całuję, Pansy <buziaczek>.

 Przez kilka dni od wizyty Malfoy'a w swoim mieszkaniu, miała względny spokój. Nikt nie płakał jej na ramieniu i nie groził wywaleniem z pracy. Jednak wczoraj Balise zaprosił ją wczoraj na kolację, miał taką minę, że nie mogła mu odmówić.
 Kiedy byli już w restauracji nie mieli innego tematu jak Ginny. Hermiona miała ochotę wstać i wyjść, ale nie mogła mu zrobić takiej przykrości. W końcu chciała, żeby tych dwoje się zeszło i tworzyli piękną parę. Jednak była pewna, że potrwa to jeszcze trochę czasu.
 Wychodząc kontem oka Hermiona zauważyła Malfoy'a. I już wiedziała, że to nie jest dobra wróżba. Kiedy byli przy wyjściu czuła na sobie jego wzrok.
 Następnego dnia, kiedy tylko weszła do biura, Olivier nawet nie powiedział jej cześć tylko od razu poinformował ją, że Draco Malfoy wzywa ją do siebie, kiedy tylko przyjdzie do pracy.
 Na trzęsących się nogach ruszyła do biura szefostwa, obawiając się tego co może się tam wydarzyć. Może wystarczy jedne podpis i wyjść. Zastanawiała się również ile osób tam będzie.
 Kiedy weszła, przy dużym stole konferencyjnym stał tylko Malfoy.
 -Nie wzięłaś zbyt do siebie tego co ci powiedziałem - stwierdził bez żadnego uczucia w głosie i to ją przeraziło.
 -A więc konsekwencje są proste? Wylatuję, tak? - zapytała Hermiona kuląc się w sobie.
 -Nie - odwrócił się w jej stronę, gdyż do tej pory stał przodem do szklanej ściany z panoramą na miasto. - Mam inny pomysł - uśmiechnął się z odrobiną kpiny.
 -A więc? - denerwowała się z każdą chwilą bardziej.
 -Powiesz Diabłu, że jesteśmy razem - Hermionie na chwilę stanęło serce.
 -Słucham?! I co to ma niby na celu?
 -To coś między wami się skończy - powiedział takim tonem jakby właśnie oświadczał, że ziemniaki są przesolone, ale generalnie da się je zjeść.
 -Mogę się nie zgodzić? - zapytała z nadzieją.
 -Jeśli nie chcesz tu już pracować to oczywiście - uśmiechnął się z drwiną.
 Oczy Hermiony ciskały błyskawice.
 -Czy Blaise dzisiaj u ciebie będzie? - zapytał poważnie.
 -Nie wiem. Całkiem możliwe. Jego wizyty są zawsze niezapowiedziane - zdawała sobie sprawę jak dziwnie to brzmi, ale nie mogła go wydać, bo obiecała, a pracę bardzo chce zatrzymać. Umowa na mieszkanie, kredyt i to wszystko. Gdzie indziej nie dostanie takich pieniędzy.
 -O której kończysz?
 -O piętnastej.
 -Wrócimy do ciebie razem i poczekamy na niego razem. Słyszałem jak rano mówił mamie, że będzie dzisiaj późno, więc spodziewam się, że jednak pojawi się u ciebie dzisiaj - Hermiona skrzywiła się i wstała z zamiarem opuszczenia sali.
 -To chore! - krzyknęła przy drzwiach.
 -Do zobaczenia kochanie - powiedział, a brązowowłosa w akcie złości z całej siły trzasnęła drzwiami i na wyprostowanych nogach biegła do własnego gabinetu, zwracając na siebie uwagę całej firmy.
 -I jak było? - zapytał Olivier, kiedy tylko ją zobaczył.
 -Kompletny debli - powiedziała i szarpnęła jakieś papiery dla zajęcia głowy.
 Równo o piętnastej pojawił się u niej blondyn. Hermiona też zbierała się już do wyjścia, ale kiedy go tylko zobaczyła przypomniała sobie cały ten jego chory pomysł i miała ochotę wrócić do komputera, i zapracować się na śmierć.
 Kiedy trafili już do mieszkania Hermiony, Malfoy od razu rozsiadł się na kanapie w salonie i lustrował pomieszczenie. Wcześniej chyba nie korzystał z tej okazji, mimo, że był tu już dwa razy.
 -Napijesz się czego? - zapytała. Chociaż stara się być uprzejma, skoro to od dziś jest jej "facet".
 -Nie dziękuję - zaskoczyła ją grzeczność z jaką odpowiedział. - Co będziesz teraz robić?
 -Gotować obiad.
 -Nie chcesz iść na miasto czegoś zjeść?
 -To propozycja? - uśmiechnęła się delikatnie. Patrząc w jego oczy zapomniała o całej wrogości jaką do niego żywi.
 -Tak? - odpowiedział niepewnie, co słyszała u niego pierwszy raz w życiu. Zawsze był pewny siebie i mówił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
 -Nie dzięki. Lubię gotować i siedzieć w kuchni. A poza tym, to strasznie się brudzę przy jedzeniu - zaśmiała się.
 -A z Blaisem czemu zgodziłaś się wyjść? - Hermiona zacisnęła usta w wąską linijkę nie chcąc odpowiadać. Przecież nie może mu powiedzieć, że poszła, ponieważ nie ma się chłopak komu zwierzyć i chciała mu pomóc z nieszczęśliwą miłością. - Rozumiem. Ja to nie on. Nie pokażesz się ze mną, ponieważ nie masz do mnie za grosz zaufania i mnie nie lubisz.
 -Skończmy tę rozmowę - ucięła i odwróciła się do kuchni.
 -Jeszcze do niej wrócimy - zapowiedział.
 -Z pewnością, ale jeszcze nie teraz. Będziesz jadł ze mną? - zmieniła temat.
 -Tak - powiedział i przekrzywił głowę uważnie studiując jej zachowanie.
 Czuła się skrępowana jego obecnością. Drażniły ją jego docinki o tym co źle robi i jak powinna to robić. Starała się trzymać nerwy na wodzy, ale w końcu nie wytrzymała.
 -Przestań i idź do salonu! Dłużej nie będziesz tu siedział! Won! - tupnęła nogą jak rozzłoszczone dziecko, czym go bardzo rozbawiła. - Malfoy, bo wyjdziesz całkiem z tego mieszkania - zagroziła.
 -Okey, idę do salonu - zaśmiał się.
 W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi. Hermionie serce podeszło do gardła. Mimo, że nic jej z Blaisem nie łączyło, to jednak bała się tego jak zareaguje na to, że Hermiona jest z Draco. Chociaż to całkiem fikcyjny związek, to bała się utraty zaufania i przyjaźni Zabini'ego.
 -Otworzę - powiedział i szybkim krokiem poszedł do drzwi.
 -Cześć... - powiedział Blaise i szybko urwał. - Draco! Co ty tu robisz?! - w jego głosie dało się słyszeć ogromne zdziwienie.
 -Co ja tutaj robię to się da wytłumaczyć, ale co ty tutaj robisz?! - zaśmiał się Malfoy. - Wejdź. Nie stój w drzwiach! Kochanie zobacz kto cię, a w sumie nas nawiedził - zaśmiał się Malfoy i wprowadził przyjaciela do kuchni.
 -Cześć Herm - uśmiechnął się niemrawo. Nie wiedziała czym to było spowodowane. Czy może tym, że Hermiona nie uświadomiła go wcześniej, czy też tym, że obawiał się, że Hermiona opowiedziała wszystko Draco. Teraz czuła się bardzo zagubiona.
 -Cześć Blaise - mruknęła trochę nieśmiało i niepewnie. 
 -Napijesz się czegoś? - niezręczną ciszę przerwał Draco.
 -Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. Przyszedłem porozmawiać z Hermioną, ale widzę, że jest zajęta. -zamyślił się chwilę. - Przyjdę innym razem - uśmiechnął się i szybko wyszedł. Jakby go sam diabeł gonił.
 Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły Draco uśmiechnął się szyderczo.
 -Jesteś chory - skomentowała to.
 -Dla ciebie może i chory, ale dla niego lekiem - powiedziawszy to poszedł w stronę wieszaka na ubrania.
 -A ty, przepraszam bardzo, dokąd się wybierasz? - zapytała idąc za nim.
 -Do domu. A dokąd miałbym iść?
 -O nie. Nie po to gotuje dla dwojga, żeby jeść to przez 2 dni, bądź wyrzucić. Siadasz do stołu i czekasz, kochanie - ostatnie słowo wyrzuciła z sarkazmem.
 Nie skomentował tego słowami, ale głośnym sapnięciem niezadowolenia, na co Hermiona zamroziła go wzrokiem.
 Po około 20 minutach, Hermiona podała do stołu, a mianowicie był to kurczak z warzywami.
  -Wiesz - odezwał się Draco. - Myślę, że jeszcze trochę poudajemy parę. 
 -To znaczy ilę? - ze zdenerwowania odłożyła sztućce.
 -Dopóki Blaise zrozumie, że nie jesteś dla niego - w Hermionie się zagotowało. Chciała mu wykrzyczeć w twarz, że to nie ona jest tą piekielną wybranką Blaise. I to nie przez nią chodzi jak struty i upija się. Ale nie mogła. Obiecała to swojemu przyjacielowi i musi trzymać język za zębami. Jedyne co w tej sytuacji zrobiła to kiwnęła głową i zagryzła mocniej szczękę. Po chwili wróciła do spożywania obiadu.
 -W sobotę pójdziemy do moich rodziców na obiad -odezwał się po raz drugi w ciągu tej minuty.
 -Dlaczego?
 -Ponieważ niedawno powiedziałem im, że znalazłem sobie kobietę.
 -Dlaczego ich okłamujesz? 
 -Dlatego, że chcieli mi wcisnąć jakąś roztrzepaną idiotkę za żonę. Bo przecież ważny biznesmen musi mieć żonę. A tak poza tym, to nie muszę ci się tłumaczyć.
 -Chyba jednak mam prawo wiedzieć, skoro mnie tak urządziłeś - zrobiła gniewną minę.
 -Malfoy zawsze ma swoje prawa. A wtajemniczanie w intrygi tam jest pominięte.
 -Koniec tematu - ucięła. Miała dość słuchania jego przemądrzałego głosu. Okropnie ją wkurzał. - O której mam być gotowa w sobotę?
 -Dam ci jeszcze znać - stwierdził i odłożył sztućce na pusty tależ i powycierał usta serwetką. - Dziękuję. Było pyszne. Jesteś dobrym materiałem na żonę - powiedział z krzywym uśmiechem i szybko się ulotnił.
 Była zła na tą całą masakradę. Ale nie miała wyboru. Chciała mieć tę pracę. Dopóki ten układ nie wymaga bliższych kontaktów z Malfoyem, a jedynie kilka czułych słówek. To jakoś to zniesie do końca, czyli aż Ginny ulegnie Diabłowi. I Hermiona im w tym pomoże. Wszystko w imię przyjaźni. Jednak zdawało jej się czasami, że to trochę za dużo.

***


 W sobotę wstała dość wcześnie. Po zjedzonym śniadaniu zaczęła się przygotowywać. Chciała wyglądać ładnie, bo Malfoy zapewne założy garnitur. 
 Założyła więc na siebie elegancką sukienkę, marynarkę, szpilki i dużo dodatków. Bardzo różniła się od wersji, którą przedstawiała w pracy. Tej surowej i bardzo służbowej kobiety. Teraz wyglądała w sam raz do swojego wieku, czyli jak młoda dziewczyna, a nie jak 50 letnia panna z mnóstwem kotów. 
 Tak przygotowana czekała na przyjazd Malfoya, który nie określił się o której będzie. Jedyne co jej powiedział to to, że będzie przedpołudniem, ponieważ pojadą tam samochodem, a to spory kawałek drogi. 
 Wiedziała dlaczego chce jechać tam, a nie się teleportować. Ma nadzieję, że uda mu się coś z niej wydusić na temat Blaise. Ale będzie nieugięta.
 Około południa ktoś zastukał dość gwałtownie do drzwi. Oczywiście wiedziała kto to. Jednak kiedy otworzyła drzwi zobaczyła jak bardzo się myliła. Zamiast Malfoy'a wszedł Blaise.
 -Wiesz co zrobiła?! - krzyknął nawet bez powiedzenia cześć.
 -Ale kto?
 -Ginny - szepnął. - Wiesz co zrobiła? - powtórzył z takim bólem w głosie, że było go jej bardzo szkoda.
 -Nie wiem. Ostatnio się z nią nie widziałam.
 -Ona... Ona spakowała się i wyjechała do rodziców. Moje życie się kończy - westchnął załamany. Hermiona przytuliła go bezradnie. - Zrobisz coś?
 -Ale co?
 -No nie wiem. To ty tu jesteś inteligentna.
 -Postaram się coś wymyślić, kiedy już wrócimy z obiadu od rodziców Draco. 
 -Jesteś wspaniała - uścisnął ją mocno i puścił. - To ja już lecę - powiedział trochę weselszy. - Obiecałem cioci Cyzie, że będę wcześniej. 
 Kiedy wychodził na klatce spotkał Malfoya. Już wiedziała, że blondyn za chwilę rozpocznie awanturę.
 -Co on tu robił? - następny, który nie wita się zanim zacznie rozmowę. Biedny.
 -Jakbym ci powiedziała to musiałabym cię zabić. A przede mną jeszcze jest niezły kawałek życia, którego nie chciałabym spędzić w Azkabanie - stwierdziła z przekąsem, za co została obdarzona morderczym wzrokiem stalowych oczu.
 -Spakowana? - zapytał obojętnie. 
 -To znaczy? - zapytała zdezorientowana. - Przecież mieliśmy jechać tylko na obiad.
 -Zostaniemy tam do niedzieli - powiedział stanowczo.
 -A co jeśli mam plany?
 -To je odwołaj.
 -A jeśli są dla mnie ważne?
 -Ta posada jest chyba dla ciebie bardziej ważna, prawda?
 Zmroziła go wzrokiem. Miała ochotę rzucić mu się na szyję i udusić. Jednak po odliczeniu  do dziesięciu otworzyła szafę z rozmachem w celu wyjęcia walizki. Zła na blondyna poszła z torbą do łazienki po kosmetyczkę i później przeszła do szafy w której miała ubrania. Chciała wyciągnąć te najgorsze, żeby przynieść mu wstyd, ale przecież wtedy przyniosłaby też wstyd samej sobie. I to w dodatku przed tą arystokratyczną rodziną. Ciężki zgotowała żywot sama sobie. 
 Spakowała kilka rzeczy, piżamę i jeszcze kilka innych drobiazgów.
 -Możesz to znieść do samochodu - powiedziała i wręczyła mu walizkę.
 -No chyba jesteś śmieszna - warknął.
 -Zawsze mogę nie jechać - syknęła w jego stronę.
  Przewrócił jedynie oczami i odwrócił się do drzwi, aby wyjść. Wyszła zaraz za nim i zamknęła drzwi na klucz. Schodząc po schodach uświadomiła sobie co właśnie robi. Przecież jedzie do domu blondyna, żeby stanąć przed jego rodzicami. Przed jego matką i ojcem. Właśnie chyba tego spotkania z Lucjuszem Malfoy'em bała się najbardziej. Przecież on nienawidzi szlam. Są dla niego niczym nic nie znaczące robaki, które trzeba tępić.
  Zatrzymała się na schodach i zastanawiała czy naprawdę ta praca jest tego warta. Ale teraz, kiedy Pansy wyjechała z miłością swojego życia to naprawdę stawała na głowie, żeby powiązać koniec z końcem.
 Wzięła głęboki oddech i ruszyła dalej. Właściwe nie wie czemu nie pojechała windą. Może trochę ją przerażała. Nie lubiła tego uczucia. Tego stanu w jakim nagle znajduje się człowiek zjeżdżając w dół. Woli polegać na swoich własnych nogach.
 Kiedy wyszła przed blok wiatr zawiał niemiłosiernie. Przeszedł ją dreszcz. Miała wielką ochotę wrócić do domu i zostać tam zakopana w koc na zawsze.
 -Rusz się Granger - zawołał do niej Malfoy.
 Wywróciła oczami i poszła w stronę samochodu. Był piękny i bardzo jej się podobało. Małe i sportowe. Zwróciła uwagę jedynie na markę, o modelu nie miała zielonego pojęcia. Najzwyczajniej się na tym nie znała. Było to audi. Jedna z najbardziej popularnych marek, dlatego też znała ten symbol czterech kółek zachodzących na siebie w prostej linii. Dziwiła się, że ktoś kto gardzi mugolami i wszystkim co ich, korzysta z tego co oni stworzyli.
  Całą drogę milczała jak zaklęta. Nie miałą z tym żadnego problemu. Lubiła ciszę już od dziecka. Uważała, że jeśli nie ma nic mądrego do powiedzenia to się nie odzywa. Lub jeśli sytuacja tego wymaga. Z Malfoy'em nie miała o czym rozmawiać i w dalszym ciągu była na niego zła, że wrobił ją w cały weekend. Przecież ona musiała porozmawiać z Ginny, żeby móc przestać udawać jego kobietę. Złość w niej pulsowała, więc z nadętą miną patrzyła w szybę za którą wiatr targał nieznośnie drzewa.
 Kiedy dojechali do willi Malfoy'ów, przeszedł ją dreszcz i wstrząs. Była tu tylko raz i nie jest to zbyt dobre wspomnienie. Po dziś dzień ma tą okropną bliznę na ręce ,,Szlama". A to dzięki Bellatrix. Na myśl o tej kobiecie przeszedł ją ponowny wstrząs.
 Malfoy otworzył jej drzwi, aby wysiadła z samochodu. Od razu odwróciła twarz od dworu.
 -Coś się stało? Coś ci jest? - blondyn zauważył jak twarz jej zbladła.
 -Złe wspomnienia - powiedziała szczerze. Zapomniała nawet o złości, którą jeszcze do niedawna w sobie miała na niego.
 -Chodź - przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. Hermiona pod wpływem chwili przylgnęła do niego ciałem. Tak bardzo potrzebowała teraz kogoś przy kim mogłaby poczuć się bezpieczna. - Już ci lepiej?
 -Tak, dziękuję - powiedziała i niezdarnie się od niego odsunęła.
 -Możesz tam wejść?
 -Tak... tak - powiedziała dość niepewnie.
 -Boisz się? - zapytał wprost.
 -Trochę - uśmiechnęła się niemrawo. - Ale chyba bardziej od miejsca boję się twojego ojca. Matka tak mnie nie przeraża. Pan domu bardziej...
 -Spokojnie - szepnął. - Zawsze cię obronię - mruknął i trącił jej skroń nosem. Trochę zamieszał jej w tym głowie. Teraz miała zagwozdkę co ma na ten temat myśleć i co miało to znaczyć.
 Kiedy wchodzili przez frontowe drzwi złapał ją za rękę i delikatnie ścisnął palce.
 Przekroczyli próg i zaraz pojawił się domowy skrzat aby zabrać płaszcze i walizki aby położyć je tam gdzie powinny się znaleźć. Draco ani na chwilę nie spuszczał jej z oczu przez to czuła się dość skrępowana, ale miło jej było, że tak się o nią troszczył.
 Zaprowadził ją do jednego z licznych salonów w dworku. Na prawdę czuła się lepiej, że to nie ten, w którym zwijała się na podłodze przed kominkiem.
 Po kilku minutach usłyszała stukanie damskich szpilek i pary męskich butów. Już obawiała się reakcji Malfoy'ów na to, że to ona jest "dziewczyną" i "wybranką serca" ich syna. Bardzo się tego obawiała słów, które padną tu dziś. I mimo, że nie była jego prawdziwą dziewczyną, to jednak każde złe słowo boli.
 -Dzień dobry - powiedziała kiedy Malfoy'owie weszli do salonu.
 -Matko, ojcze - zaczął blondyn. - To jest właśnie moja dziewczyna, Hermiona - przedstawił ją. Hermiona przełknęła gulę, która utworzyła się jej w gardle.
 -Witaj Hermiono - pierwsza podeszła do niej Narcyza. - Cieszę się, że poznaję cię osobiście.
 -Mnie również miło panią poznać - uśmiechnęła się dość niemrawo.
  Z Lucjuszem jedynie uścisnęła sobie dłonie. Tyle uprzejmości wystarczy, nawet można powiedzieć, że to trochę za dużo. Widziała to jego niezadowolenie w mimice twarzy. Nie podobało mu się to, że jest w tym domu.
 W salonie nie zabawili długo. Już po wymienieniu uprzejmości zostali zaproszeni do jadali na obiad. Stół był długi, co najmniej na 20 osób. To pomieszczenie reprezentowało się dość mrocznie. Wcale nie było przytulnie, jak to powinno być w rodzinnym gniazdku. Ciemne ściany biły lodowatością.
 Nagle pomyślała o Draco jako chłopcu. Małym, pięcioletnim dziecku, które musiało jeść obiady w tym miejscu. Sztywno i zimno. Aż w tym momencie zrobiło jej się go na prawdę szkoda. 
 Blaise już siedział przy stole. Trochę przygnębiony, ale wiedziała czym było to spowodowane. Malfoy na pewno już dorobił całą historię, że jest smutny, ponieważ to z blondynem Hermiona tu jest, a nie z nim. Jednak kiedy Hermiona usiadła obok niego uśmiechnął się do niej. Lecz tak bardzo smutno.
 -Zostaniemy tu do niedzieli - powiedział nagle Draco. 
 -To wspaniale - ucieszyła się Narcyza. - Będziesz mógł pokazać Hermionie cały mój ogród nad którym tak ciężko pracuję, myślę, że go doceni.
 -Oj na pewno ciociu - poparł ją Blaise i popatrzył na przyjaciółkę z żalem.
 Reszta obiadu minęła w ciszy. Chyba najwyraźniej nikt nie miał o co pytać. Rozmowa w tym miejscu, Hermionie wydawała się zakazana, przez surowość tego miejsca. Raczej nigdy nie prowadzono w tym miejscu rodzinnych pogawędek o pogodzie i innych pierdołach z dnia codziennego.
 Kiedy zjedli już obiad ogarnęło ją zdziwienie, ponieważ był już godzina piąta po południu.
 Draco i Hermiona postanowił, że pójdą na spacer, niestety okropnie wiało, więc wybrali przejażdżkę samochodem po okolicy. Tak spędzili czas aż do siódmej po południu.
 Po powrocie Hermiona od razu złapała rzeczy takie jak piżama, kosmetyczka i popędziła do łazienki. Potrzebowała odświeżenia. I zebrania myśli. Siedziała tam z dobrą godzinę.
 Kiedy tylko wyszła została pociągnięta za rękę w głąb jakiegoś pokoju obok łazienki. Oczywiście tym ktosiem okazał się Blaise.
 -Co ty robisz? - zapytała z wyrzutem Hermiona.
 -Musiałem z tobą porozmawiać, zaraz zwariuję. Ginny w ogóle się do mnie nie odzywa. Mam  nią zerowy kontakt, błagam zrób coś - w jego oczach zalśniły łzy.
 -Spokojnie - poklepała przyjaciela po ramieniu. - Zaraz zadzwonię na jej komórkę, na pewno odbierze.
 -Dziękuję...
 Już parę minut później Hermiona rozmawiała z przyjaciółką dlaczego ta wyjechała i kiedy zamierza wrócić. Nie dane jej było jednak usłyszeć całej odpowiedzi Ginny, bo komórkę wyrwał jej Blaise.
 -Wróć do mnie, zostawiłaś mnie teraz samego. Olej tego debila, ja na prawdę cię kocham. Możemy być razem szczęśliwi - wyrzucił do słuchawki.
 Jednak Ginny szybko się rozłączyła i oddał telefon Hermionie. Ta przytuliła go na pocieszenie. W tym samym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich Draco. Zastał ich na środku pomieszczenia przytulonych do siebie. Gwałtownie się od siebie odsunęli.
 -Przepraszam Smoku - powiedział szybko do przyjaciela. - Pewnie dużo sobie teraz wyobrażasz, ale... - próbował ich tłumaczyć. Ale przecież nie musiał, Draco i Hermiona nie byli prawdziwą parą. Musiała ukrywać dwie prawdy. - W sumie to nic więcej nie mam do powiedzenia. Oddaję ci twoją dziewczynę.
 -Narzeczoną - poprawił go blondyn.
 Hermiona na chwilę otworzyła usta ze zdziwienia, ale szybko je zamknęła. Na miejsce zdziwienia wstąpiła wściekłość, której starała się nie pokazać.
 -Gratulacje, Hermiona się nie chwaliła, kiedy to się stało? - pytał zaskoczony.
 -Kiedy wyszliśmy na spacer - powiedział spokojnie. - Rodzicom powiemy jutro przy śniadaniu.
 -Jeszcze raz gratuluję - ponownie uścisnął Hermionę, przytulił i poklepał po plecach Draco i dziwnie zmieszany i zawiedziony opuścił szybko pomieszczenie.
 Hermiona i Malfoy równie szybko je opuścili i obydwoje gniewnym krokiem szli do sypialni.
 -Tego nie było w umowie! - krzyknęła rozzłoszczona Hermiona.
 -Ale było to, że odczepisz się od Blaise'a. Ale ty łamiesz ten warunek, więc czemu ja z dziewczyny nie mogę zrobić narzeczonej, albo w niedługim czasie żony?
 -Pieprz się! - warknęła.
 -Tylko z tobą - wymruczał podchodząc do niej. - W związku nie należy zdradzać - powiedział szeptem i złożył na jej skroni delikatny pocałunek. 
 Hermiona zacisnęła dłonie w pięści. Tak bardzo go teraz nienawidziła, tak bardzo chciała powiedzieć mu całą prawdę o tym jego urojonym związku jej i Blaise'a, ale nie mogła niestety. Z drugiej jednak strony poczuła coś dziwnego, kiedy stał tak blisko niej i składał pocałunek na jej skroni. I to nie była sama nienawiść. Odsunęła się na krok.
 -A ty gdzie będziesz spał? - zapytała rzucając się szybko na duże łoże.
 -Wyobraź sobie, że tutaj -wskazał na łóżko. - Nie bój się, nie tknę cię w nocy, łóżko jest duże.
 Hermiona postanowiła odpuścić i nie kłócić się już dzisiaj. Miała dość dzisiejszego dnia, całego zamieszania z "zaręczynami" i wyjazdem Ginny. Ma tylko nadzieję, że Rudej szybko się pozmienia w główce. Przecież zawsze potrafiła przeciwstawić się rodzicom, więc nie mogła do końca zrozumieć obecnej sytuacji.
 Postanowiła zadzwonić do niej jutro bez obecności Blaise i szczerze porozmawiać, a tym czasem uchyliła kołdrę i weszła pod nią obracając się na lewy bok w stronę okna i zamknęła oczy.
 Po pewnym czasie zapadła w sen. Musiało to nastąpić szybko skoro nawet nie wyczuła momentu, kiedy Draco położył się na drugiej połowie łóżka.
 Kiedy otworzyła oczy leżała na podłodze, przy brudnym kominku na którym stało zdjęcie szczęśliwej rodziny Malfoy'ów. Nagle po nodze przebiegł jej szczur. Jej przerażenie było tym większe, że znała to miejsce. Był to kominek przy którym Bellatrix wyżywała się na niej zaklęciem niewybaczalnym.
 Gdy teraz rozejrzała się dookoła spostrzegła, że historia się powtarza, tylko, że teraz różdżką mierzy w nią Lucjusz. Za nim Narcyza śmieje się, nie wiadomo z czego. Nigdzie jednak nie widzi Blaise ani Draco.
 W momencie, kiedy z różdżki Lucujsza popłynęło zaklęcie, zobaczyła przerażoną twarz młodego Malfoy'a.
 -Hermiona! - krzyknął. Jednak zaklęcie powodowało taki ból, że nie była w stanie skupić się na niczym innym jak krzyczeniu. Gardło piekło coraz bardziej lecz było to nic w porównaniu z bólem, który rozchodził się po całym ciele i wnikał coraz bardziej.
 -Hermiona! - usłyszała ponownie krzyk młodego arystokraty.
 Otworzyła oczy. To sen! Głupi sen! Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że siedzi na łóżku w sypialni w którą przygotowały dla nich skrzaty.
 -Co się stało? - Draco ponownie wstrząsnął jej ramieniem.
 -To sen - po jej policzkach pociekły łzy. W tej chwili nie myślała tylko z całym impetem wpadła w jego objęcia. Tak trudno jej się teraz myślało, potrzebowała kogoś przy kim poczuje się bezpieczna, a przy nim czuła się bardzo dziwnie bezpiecznie.
 -Nie płacz - przytulił ją mocno do siebie. - Obudziłaś się. Już dobrze. To był tylko sen.
 Hermiona popatrzyła na twarz, która teraz w świetle księżyca wydała się jej taka łagodna. Bez zastanowienia zrobiła coś czego pewnie rano będzie żałować, a mianowicie pocałowała go. Kiedy chciała się odsunąć i przeprosić za swoje zachowanie Malfoy przyciągnął ją do siebie i oddał pocałunek. Drażnił wnętrze jej ust językiem, a ona wcale się temu nie sprzeciwiała.
 W pewnym momencie sprawnym ruchem położył ją na łóżku i znalazł się nad nią. Jego pieszczoty zeszły trochę niżej, a ona nie miała nic przeciwko temu, sama próbowała nawet to odwzajemniać.

***

 Rano obudziła się lekko obolała, a obok niej leżał Malfoy. Obydwoje byli nadzy, a ich ciuchy i bielizna rozrzucone po pokoju lub łóżku. Dobrze pamiętała co wydarzyło się wczoraj i szczerze mówiąc to wcale tego nie żałowała. Było jej po prostu dobrze. A mówią, że nie należy żałować niczego co dało choć trochę szczęścia. Tylko pytanie czy on nie będzie tego żałował? Dla niego to ona wciąż jest dziewczyną za którą Blaise szaleje.
 Postanowiła nie drążyć tematu, a kiedy Draco wstanie to poprosi go, żeby odwiózł ją do domu lub przynajmniej oddał jej różdżkę, którą zostawiła w jego samochodzie.


***

 We wtorek Ginny wróciła do Londynu. Jednak nie sama. Razem z nią w długie odwiedziny przyjechała Molly, czyli była już tu co najmniej 2 tygodnie.
 Hermionę od rana bolał brzuch, całą winę za to zrzuciła na nerwy, bo wiedziała, że Ruda nie pozbędzie się tak szybko matki. Przez to będzie tylko jeszcze więcej kłopotów, w tym także dla brązowowłosej.
 Z Draco od środy widziała się codziennie, ponieważ codziennie gościł u niej Blaise z własnymi, co róż, nowymi żalami. Kiedy tylko Diabeł wychodził, wpadał Malfoy z awanturą. O wspólnej nocy, żadne z nich nie wspominało. Puścili to w niepamięć.
 Hermiona codziennie chodziła zdenerwowana, wszystko ją irytowało. Nawet jej pogodny asystent. A do tego dołączały się okropne bóle głowy. Chyba rozpoczynała się u niej jakaś grypa. 
 Nie chciała nikomu o tym mówić, bo wsadziliby ja do łóżka. Molly poiła by ją na siłę różnymi eliksirami, kiedy tylko by się dowiedziała, że brązowowłosa leży chora. Zabini byłby u niej jeszcze częściej, co znowu skutkowałoby awanturami z Draco. Miała już po dziurki w nosie całej tej sytuacji.
 -Hermiono, szef szefów cie wzywa - uśmiechnął się do niej jej asystent, co wydało się dziwne, ponieważ zawsze mówił jej takie rzeczy z pewną obawą w głosie.
 -Dobrze, już idę - westchnęła, odłożyła długopis i ruszyła w stronę drzwi.
 -Gratulacje - powiedział kiedy przechodziła obok.
 Nie zapytała jednak o co mu chodzi. Nie miała na to ochoty. Jeszcze czekała ją zapewne nieuchronna kłótnia z Draco, ponieważ znowu coś wymyślił, a ją tak okropnie bolała głowa i było jej strasznie niedobrze.
 -Pochwaliłaś się tej swojej gadule co zwiesz go asystentem?! - naskoczył na nią, kiedy tylko otworzyła drzwi.
 -Słucham? - zmrużyła oczy. - O co ci chodzi człowieku?
 -Pochwaliłaś się zaręczynami?!
 -No chyba oszalałeś! Też nie miałabym się czym chwalić tylko udawanymi zaręczynami - rozzłościła się przez co jeszcze bardziej rozbolała ją głowa.
 -To dlaczego połowa biura o tym huczy?!
 -Jakbym się miała chwalić to zrobiłabym to dzień po zaręczynach! - krzyknęła. - Jakbyś nie wiedział jest sporo po! Prawie, że miesiąc! A zresztą, dlaczego miałabym się chwalić udawanymi zaręczynami, udawanym związkiem i tymczasowym chłopakiem/narzeczonym?! Stuknij się w głowę!
 Ciężko westchnęła i odsunęła sobie krzesło na którym usiadła.
 -Nie skończyłem jeszcze!
 -Nikt nie powiedział, że nie możemy rozmawiać na siedząco - powiedziała znacznie łagodniej niż dotychczas. Po plecach przebiegł jej dreszcz. Ciężką głowę położyła na zimnym blacie biurka Malfoy'a.
 -Co ci jest? - w jego głosie słychać było wyraźny niepokój. Ale ona nie miała siły, żeby mu odpowiedzieć. Jej usta nie reagowały i wale z nią nie współpracowały. Po chwili widziała już tylko ciemność.

***

 Kiedy otworzyła oczy oślepiło ją białe światło z lampy, która wisiała prosto nad jej głową. Pierwsza jej myśl, która przebiegła jej po głowie to, to co by było gdyby nagle się urwała i na nią spadła. Jakoś nie zastanawiała się gdzie jest. Liczyła się tylko ta lampa, która wyglądała jakby zaraz miała się oberwać i upaść wprost na jej czaszkę, która miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Gdyby na nią spadła przyniosłaby jej może ukojenie tętniącego bólu w głowie.
 -Co z nią? - usłyszała poddenerwowany głos blondyna gdzieś z korytarza.
 -Spokojnie, to tylko omdlenie.
 Omdlenie? Nie czułą się jak po omdleniu. Czuła się jakby właśnie w tym momencie potrąciła ją ciężarówka z meksykańskim jedzeniem.
 -To dlaczego to tak długo trwa. Ile można być nieprzytomnym po omdleniu?
 -Proszę pana, ona leży tam zaledwie 2 minuty, a pan robi hałas jakby zapadła w śpiączkę i trwałą ona już co najmniej 3 lata. Proszę się uspokoić! - usłyszała zirytowanego lekarza.
 2 minuty? Czuła się jakby przespała 3 dni i ktoś dopiero teraz ją obudził przez uderzenie deską w potylicę.
 -Wie pan co było przyczyną tego omdlenia? - czyżby on się o nią martwił? Wydawała się jej to wprost niemożliwe. Wielki szanowny pan Malfoy dba o kogoś, kto jest dla niego zerem społecznym.
 -Przy ciąży tak niekiedy jest. Ale jest to tylko chwilowe. Takie zachowanie przejdą po 3 miesiącu.
 -Ciąży?!
 Ciąży? Jak to ciąży? Jakiej ciąży? Przecież ona nie mogła być w ciąży! To było niedorzeczne. Może ten lekarz myli ją z kimś innym? Czuła, że pod powiekami zbierają się jej łzy. Nie wiedziała jednak co to za łzy. Rozpaczy? Smutku? Poniżenia? Przegrania życia?
 Dziecko z całą pewnością było Draco. Tylko z nim spała. Tylko jeden jedyny raz pozwoliła sobie, żeby poniosły ją emocje i od razu płaci za to wysoką cenę.
 Usiadła na łóżku, a po policzkach spłynęły jej łzy.
 -O, obudziła się pani - powiedział lekarz, który w tym momencie otworzył drzwi i wszedł do sali.
 -Czy mogę już iść do domu? - zapytała ściśniętym gardłem. Wiedziała, że przy drzwiach stoi Malfoy, jednak nie miała odwagi na niego spojrzeć, nawet kątem oka. On w przeciwieństwie do niej nie spuszczał z niej wzroku. Czuła to palące spojrzenie.
 -Nie tak szybko. Zrobię pani kontrolne badania, zgoda? - kiwnęła tylko głową w odpowiedzi.
 Nagle zdała sobie sprawę, że teraz już Malfoy odsunie się od niej. Na pewno nie będzie chciał tego dziecka. Straci z nim kontakt. Straci JEGO. Perspektywa ta wydała się przerażająca. Mimo wielu kłótni to przez ten czas były też dobre momenty ich "związku". Całkiem lubiła te czułe gesty, które robił, kiedy patrzył na nich Blaise. Strach coraz bardziej zaciskał jej gardło.

  Po badaniach nareszcie pozwolono jej iść do domu. Doktor Kehnt powiedział, że ani jej, ani dziecku nic nie jest i nic nie zagraża. Ma tylko brać więcej witamin i trochę uważać na siebie.
 Wychodząc z gabinetu myślała, że Malfoy już dawno sobie poszedł, jednak on wiernie czekał pod drzwiami.
 -I jak? - zapytał łapiąc ją za łokieć.
 -Dobrze. Wszystko jest w prządku.
 -Wystraszyłaś mnie, wiesz? - Hermiona jedynie wzruszyła ramionami.
 -Chcę do domu - powiedziała łamliwym głosem. Czuła, że jest to dzień w którym jej życie rozwala się na milion drobnych kawałków.
 -Chodź. Zaprowadzę cię. Porozmawiamy o wszystkim u ciebie. Dziecko uznam za swoje.
 Te słowa podziałały na Hermionę jak płachta na byka. A niby czyje miało by być jeśli nie jego?! Czy on się dobrze czuje?! Za kogo ten dupek się uważa?! Za kogo on ją ma?! Ze złości uderzyła go z całej siły w twarz.
 -Za co? - zapytał zdziwiony.
 -Za niewinność, muszę się wyżyć. Bo przecież nie znam ojca dziecka, bo jestem jakąś dziwką, a ty będziesz tak dobry i uznasz je za swoje!
 Szybko chwycił ją za rękę i teleportował ich do mieszkania Hemriony.
 -Nie o to mi chodziło! Wiem, że przecież, że spotykasz się z Blaise, więc skąd mam mieć pewność, że to jest moje dziecko?! Spaliśmy ze sobą tylko raz! Tak w ogóle można?!
 -Nie odzywaj się do mnie i wyjdź - powiedziała spokojnie.
 Chciał coś chyba jeszcze powiedzieć ale zrezygnował, opuścił ręce i wyszedł z pokoju kierując się do drzwi. Zanim zdążył jednak całkiem opuścić jej mieszkanie, ktoś zapukał do drzwi wejściowych.
 -Cześć Draco - usłyszała głos Blaise. O nie. Jeszcze tego tu brakowało. Nie miała ochoty teraz słuchać jego żalów na temat Ginny. Naprawdę go lubiła i mogła mu pomóc, ale w tym momencie nie była ani w stanie, ani w humorze, aby go pocieszać. Teraz to ona potrzebowała pocieszenia, ale nie miał jej go kto dać. Przecież nie mogła się zdradzić...
 -Wejdźcie, Hermiona jest w salonie - powiedział.
 Jak to wejdźcie? To jest ich więcej?
 -Cześć Mionka - powiedziała Ginny jako pierwsza wchodząc do salonu. Za nią wszedł Blaise, a zaraz po nich Draco.
 -Cześć - zmusiła się do uśmiechu.
 -Przyszliśmy wam coś powiedzieć. Właściwie to się pochwalić - mruknął Blaise. - Przedstawiam wam moją przyszłą żonę, Ginevrę.
 -Wreszcie się zgodziłaś?! - wykrzyknęła naprawdę ucieszona Hermiona. To pierwsza dobra wiadomość tego dnia. - Gratulacje - uściskała ich od razu.
 -Gratulacje - odezwał się Draco.
 -Jak się wam udało? Opowiadać mi wszystko jak na świętej spowiedzi - rozradowana Hermiona usiadła na kanapie. Obok niej otaczając ją ramieniem. Wtuliła się w niego. Wiedziała, że to ostatni raz, kiedy go przytula, zanim odejdzie. Odejdzie i ją zostawi.
 -Postanowiłem stawić czoła Pni Molly. Skoro wy byliście na tyle odważni by po tylu latach nienawiści do siebie, być razem i planować ślub i założenie rodziny, to ja tez postanowiłem walczyć o swoje. Ktoś musiał uświadomić rodzinę Ginny. Nie było łatwo ale dałem radę. NO bo kto miał przecież walczyć o tę miłość, prawda?
 -Zdecydowanie - powiedział Draco i niepodziewanie dotknął brzucha Hermiony i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
 -Dziękujemy za wszystko Hermiona - Ginny się uśmiechnęła i mocno przytuliła brązowowłosą odrywając ją od blondyna.
 -My będziemy uciekać. Musimy jeszcze poinformować innych o tym naszym związku! Najlepiej cały świat! - ucieszony Blaise pociągnął narzeczoną za rękę w stronę drzwi i już po chwili ich nie było.
 Chwilę siedzieli w milczeniu nic do siebie nie mówiąc. Pierwsza odezwała się Hermiona.
 -I co teraz? - zapytała, a broda zaczęła jej drżeć.
 -Teraz? Teraz oficjalnie ZAPYTAM czy zechciałabyś być moją kobietą.
 -Jak to? - nie dowierzała.
 -Zakochałem się, chcę cię mieć pełnoprawnie i za twoją zgodą dla siebie - oparł czoło o jej czoło. - Czy chcesz tego?
 -Tak, tak bardzo tego chcę... - wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie.
 -Od teraz jesteś tylko moja - szepnął jej prosto w usta i pocałował z pasją.


***

 Po 8 miesiącach urodził się Nick. Piękny chłopiec o stalowych oczkach i ciemnych włosach.
A Ginny jednak miała ten swój podwójny ślub i w roli drugiej panny młodej Hermionę.