niedziela, 13 kwietnia 2014

Miniaturka - Wycieczka



***


 -Harry daj spokój! - rozzłościła się na przyjaciela. - Ja nie jestem dzieckiem, żebym potrzebowała niańki!
 -Ale Hermiono! - zawył rozpaczliwie.
 -Od kiedy jesteś moją żoną?! Ja pojadę na tę wycieczkę i to SAMA. Nie mam pięciu lat, żeby nie dała sobie rady! Kłócimy się o to od wczoraj i w ogóle nie widzę powodu tej kłótni, skończ!
 -Ale dlaczego Ron na przykład nie może z tobą jechać? - próbował ją ciągle nakłonić do swojego pomysłu, aby na wycieczkę pojechała z kimś kogo będzie znać. Żeby nie zapuszczała się nigdzie sama.
 -Tak, niech jedzie ze mną - powiedziała takim tonem jakby odpuściła i przyznała mu rację. No właśnie, jakby. - I niech Margaret i Rose też z nami jadą, a co mi tam! - rzuciła tak sarkastycznie, że prawie sama się tego przeraziła.
 -Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo, więc może i Margaret też jedzie - pomyślała, że za chwilę z nerwów serce wyskoczy jej gardłem. Powiedziała to w złości i to całkiem ironicznie, a Potter wziął to za dobrą monetę.
 -To zamiast Margaret wezmę Malfoya, na jedno wyjdzie!
 Hermiona nie cierpiała żony Rona. Związał się z nią 3 miesiące po wojnie i jakoś ,,samo'' wyszło, że zaszła z nim w ciąże. Od 6 lat była piekielnie o Hermionę zazdrosna, choć ta nie dawała ku temu żadnych powodów. Ale czarnowłosej pani Weasley wystarczała sama obecność przyjaciółki męża gdzieś przy nim. Jednak ich córeczkę lubiła bardziej niż ich dwoje razem wziętych. Była zupełnie inna od rodziców. Pogodna, milutka, wcale nie niezdarna. I do tego była śliczna. Czasami wydawało się, że to nie ich córka, dopóki się nie odezwie. Głos ma zupełnie jak matka, a włosy jak Ron, nie ma opcji, żeby nie była ich.
 -Przecież wiesz, że ja bym z tobą pojechał, ale ta ciąża Ginny...
 -Po moim trupie! Jadę sama! - wykrzyknęła i jak rozwydrzone dziecko tupnęła nogą. - Harry, ile ja mam lat! Liczę się z twoim zdaniem ale i tak zrobię to co będę chciała. Jadę na te dwa tygodnie do Afryki. Przecież inni ludzie też tam będą. To tylko wycieczka. Nie widzę problemu. Temat uważam za zakończony.
 -Z tobą nie da się rozmawiać! - na to stwierdzenie Hermiona wydęła usta w geście dezaprobaty. - To jak rozmowa głupiego ze ścianą! - poirytował się jeszcze bardziej na widok jej min, które do niego stroiła. - Dobrze! - skapitulował. - Jedź sobie sama, może cię coś tam zeżre!
 -I o to chodziło, dzięki, że zrozumiałeś - uśmiechnęła się zwycięsko. Ogniki tańczyły w jej oczach ze szczęścia. - Idę się pakować.
 -Trzymaj się - przytulił ją do siebie i mocno uściskał. Szybko ten uścisk oddała i pobiegła na przeciwko do swojego domu, aby się spakować.

***

 Pakowanie uważała za zakończone. Wielka walizka po brzegi wypełniona najpotrzebniejszymi rzeczami stała tuż przy drzwiach. Nic jej już nie przeszkodzi w tej wycieczce. W ogóle nie rozumiała pretensji Harr'ego. Przecież nie da się tam pożreć jakiemuś zwierzaczkowi, nie po to jest czarownicą!
 Spakowała jeszcze do kieszeni kurtki ofertę wycieczki i chwytając za rączkę walizki wyszła przed swój dom. Skręciła ścieżką do garażu aby wyciągnąć samochód. Jadąc na mugolską wycieczkę nie mogła się pojawić tak znikąd nagle przy autobusie. A poza tym nie przepadała za teleportacją lub świstoklikami. Nie lubiła za specjalnie tego uczucia.
 Kiedy dojechała na miejsce swoim Fordem Focusem, zaparkowała go na parkingu, wcześniej wykupując postój. Autokar już stał i czekał na wycieczkowiczów. Przy autobusie kłębiły się praktycznie same przytulające się osoby. Rozczulające, ze tak się żegnają.
 Jednak trochę się pomyliła, myśląc, ze się żegnają. Oni po prostu jechali razem. Wyciągnęła ofertę i spojrzała na ulotkę. Zero informacji, ze jest to wycieczka dla par. Później dowiedziała się, że na cały autobus ludzi jest tylko troje (wyłączając ją z tego) singli.
 Wszystkie miejsca były już zajęte. Z wyjątkiem tego obok Hermiony. Może mam tą wygodę, ze obok mnie nit nie siedzi...- cieszyła się w myślach. Przez cały czas patrzyła w okno.Miała nadzieję, że będzie jak później będzie lepiej, bo jak na razie to niezły niewypał.
 -Przepraszam, czy mógłbym... - zapytał męski głos, ale kiedy się odwróciła to przerwał. Wcale mu się nie zdziwiła. Ona też była w głębokim szoku. - Cholera! - przeklął. - Serio masz to miejsce? - w jego głos wstąpiła udręka.
 -Tak, niestety... - mruknęła. Wcale nie cieszyła się na towarzysza podróży. Już w tym momencie miała go dosyć. - Może zapytaj kogoś czy się z tobą zamieni - poradziła mu przesłodzonym głosem i błagała w duchu, żeby poszedł za jej radą.
 -Wiesz, chyba jednak będzie lepiej jak usiądę z tobą. Przynajmniej podróż minie nam miło bez zbędnej paplaniny - w tym Hermiona musiała przyznać mu rację.
 -Dobra Malfoy, rozumiem. Siadaj i już się zamknij. Bo właśnie zbędnie paplasz.
 Przewodniczka zaczęła coś tłumaczyć właśnie wtedy kiedy blondyn już usiadł i Hermiona mogła je posłuchać, by po zakończeniu jej nudnej przemowy mogła wyciągnąć iPoda, włożyć słuchawki i całkowicie odpłynąć w świat muzyki. Zanim jednak zdecydowała się na ten krok postanowiła zapytać Malfoya dlaczego jedzie na mugolską wycieczkę. Pan arystokrata, który gardzi tym co mugolskie. Gardzi szlamami.
 -Chcę zobaczyć jak to jest u mugoli, zrobić porównanie jaka jest różnica między tymi wycieczkami u nas, a u nich - no i na tyle było ich rozmowy. Po chwili obydwoje wrócili do swoich zajęć.

***


 Hermiona obudziła się cała obolała. Z Londynu musieli pojechać aż do Broadstairs skąd mieli wylot. Mimo, że to tak, krótka trasa, to Hermionę zawsze męczyły podróże, a na dodatek dziś bardzo wcześnie wstała. Siedzenia były wygodne ale pozycja, którą obrała już niekoniecznie. Jej głowa spoczywała bezwiednie na ramieniu Malfoy'a, a z kolei jego blond czupryna leżała na jej brązowych włosach. Byli zaspaną plątaniną. Próbowała lekko podnieść głowę i w tym momencie Malfoy również się obudził.
 -Przepraszam - mruknęła i przeniosła się z głową na szybę. Ziewnęła przykrywając usta ręką.
 -Nie ma sprawy - odpowiedział równie zaspanym głosem co ona sama. Przeczesał palcami włosy rozwalając je na wszystkie strony.
 -Proszę państwa - ucichła muzyka i zagrzmiał głos stewardessy w głośnikach. - Pragnę wszystkich poinformować, że za 10 minut będziemy na lotnisku. Dziękuję za uwagę - zakończyła i znów przyjemne dźwięki i tajemniczy głos wypełniły autobus.
 Hermiona kręciła się na swoim fotelu. Miała przemożną chęć o zapytanie Malfoy'a czy może się ponownie o niego oprzeć. Ale zdecydowanie to nie wchodziło w rachubę. On to zaraz opacznie zrozumie i źle odbierze. Co on sobie o niej pomyśli? Przez taką akcję mogła sobie popsuć tą wycieczkę jeszcze bardziej niż jest popsuta.
 -Możesz się uspokoić? - jej wiercenie zirytowało Malfoy'a do tego stopnie, że musiał jej zwrócić uwagę. Ale Hermiona zbytnio się tym nie przejęła. Jemu nigdy nic nie pasowała, już odkąd go tylko poznała. - Usiądź jakoś w końcu i się opanuj, bo wiercisz się jakby ktoś traktował cię Cruciatusem.
 No cóż, nie można mu było nie przyznać racji. Ale to nie była jej wina, że nie mogła znaleźć sobie wygodnego miejsca. Po prostu to ją przytłaczało. W każdej pozycji czuła się jak w pułapce. Kiedy z jednej strony było już dobrze, to z drugiej coś ja kuło i uwierało. Jeszcze chwila i nerwicy dostanie, dobrze, że za niedługo już wysiadają.  Przekręciła się jeszcze trzy razy, aby było jej wygodnie.
 -Granger do jasnej cholery! Uspokój się wreszcie! -zaatakował słownie.
 -Nie mów mi co mam robić - szybko odparowała atak. - Nie moja wina, że nie mogę się usadowić!
 -Nie twoja wina - zakpił. - A czyja? Może moja?
 -Tak, bo zajmujesz większą część dwóch siedzeń - spróbowała dogryźć temu zarozumialcowi, bo jak na razie to on miał rację.
 -Sugerujesz, że jestem gruby? - zrobił wielkie oczy.
 -Ja tego nie powiedziałam - na jej usta wpełzł wredny uśmieszek.
 -Sama jesteś gruba - tym razem to on dopiekł jej.
 -Wypraszam sobie! - zabolało. Już dawno przeszła na dietę i się jej trzyma. A jakiś nadęty bufon nie będzie wypominał jej wagi.
 -Dobra Granger - wciągnął powietrze dla uspokojenia i zrobił kilka wdechów. - Ja się z tobą kłócił tutaj nie będę. Po pierwsze wyglądamy jak małpy w zoo, a po drugie to każdy już się na nas gapi.
 -Tutaj się kłócić nie będziesz? - prychnęła. - To znaczy, że gdzie indziej będziesz?
 -Zamilcz już kobieto - powiedział zrezygnowany.
 -Już nie szlamo? - syknęła przez żeby tak by tylko on to usłyszał. Dało się nagle słyszeć jak ze świstem wciąga powietrze.
 -Za chwilę powiesz o kilka słów za dużo Granger - ostrzegł ją.
 Nie miała już szansy odpowiedzieć, bo autobus się zatrzymał przed halą odlotów, z której za niedługo odlatywali do Południowej Afryki. Malfoy wysiadł najszybciej ze wszystkich i Hermiona nie mogła się za ni powlec i nadal utrzymywać kłótni. Wolała odpuścić.

***


 Po przejściu wszystkich procedur na lotnisku mogli wsiadać do samolotu. Hermiona łudziła się, ze zajmie miejsce obok kogoś nieznajomego. Ale niestety bajka o łodzi ją prześladowała : ,,Łudź się dziecko łudź". Co za niefart bo blondyn znów siedział obok niej. Była wściekła. Wściekła ma te wszystkie zakochane pary, które siedziały obok siebie. Wściekła, bo ta wycieczka miała być cudowna, a tymczasem to totalne dno. Czym ona sobie zasłużyła na takie coś? Przecież jest miła, grzeczna, poukładana. Czy los musiał ją tak karać? Może po wylądowaniu będzie lepiej?
 -Mugole... Ugh! - sapnął blondyn z nienawiścią.
 -Nikt cię nie przymuszał jechać na tą wycieczkę - odpowiedziała szybko jakby z nadzieją, że jeszcze wysiądzie z samolotu i wróci do domu. Niestety na to było za późno, bo samolot już był wysoko nad ziemią.
 -Wiem i ten fakt mnie dobija - Hermiona uśmiechnęła się na te słowa. - Czemu się śmiejesz? - nim uzyskał odpowiedź zaczął snuć własną teorię. - Bawi cię to, że pojechałem na wycieczkę mugoli i teraz mi się w ogóle nie układa.
 -Trochę - odpowiedziała mu zaczepnie. - Ale głównie bawi mnie to, że czuję się podobnie.
 -Merlinie, jeszcze mi brakuje, żebym miał takie same odczucia jak ty.
 -Niestety, takie masz - uśmiechnęła się szerzej, żeby blondyn się zdenerwował jeszcze bardziej.

***


 Wylądowali w Zimbabwe i zakwaterowali się w samej jego stolicy w czterogwiazdkowym hotelu. Dzisiejszy wieczór mieli wolny. Dopiero od jutra zaczynają się wycieczki. Hermiona dostała klucz od pokoju i pędem tam ruszyła. Chciała tylko wziąć kąpiel i iść spać.
 Hotel był całkiem miło urządzony. Może nie jeden z największych, ale w pełni zadowalał potrzeby klienta. W pokoju miała mały salon z telewizorem i szeroką kanapą. Średni stół w rogu salonu, a także wyjście na balkon. Po prawej stronie od wejścia widniało dwoje drzwi. Jedne białe z z charakterystyczną szybką co dało jej do zrozumienia, że znajduje się tam łazienka, drugie brązowe prowadzące do sypialni. Pokój utrzymany był w tonacji bieli i pisakowego żółtego.
 Nagle ktoś pchnął ją drzwiami tak mocno, ze odbiła się boleśnie od ściany. Głośny krzyk byłej Gryfonki zwrócił uwagę blond głowy, która właśnie wychynęła zza drzwi.
 -Co tu robisz?! - krzyknęli jednocześnie. - To mój pokój! - ponownie krzyknęli na raz. - Nie, mój! Przestań! - całkiem przeraziło im słowne zgranie.
 Nagle w głowach zrodziła się myśl i pędem rzucili się w stronę sypialni. Na twarzach malowała się totalna rozpacz i zaskoczenie. Znajdowały się tam dwa łóżka jednoosobowe. Czyli to nie była jakaś pomyłka. To było celowe.
 -Nie no, to jest jakiś koszmar - stwierdziła Hermiona siadając na kanapie i odrzucając głowę do tyłu.
 -Te pierdolone zbiegi okoliczności mnie wykończą! Pieprzeni mugole, nic nie potrafią zrobić dobrze!
 -Zamknij się - warknęła w jego stronę. - Mogłam go posłuchać i nie jechać w ogóle - warknęła ale tym razem sama na siebie. Mogła słuchać Pottera, teraz pretensje tylko do siebie mogła kierować. Jak ona nienawidziła nie mieć racji i się mylić!

***


 Hermiona wyszła z łazienki i w satynowym szlafroku chciała szybko przemknąć do sypialni. Niestety na horyzoncie nie było Malfoy'a co oznaczało, że albo jest w sypialni lub w ogóle nie było go w pokoju. Modliła się o tą drugą opcję. Przechodząc przez drzwi sypiali zauważyła, że jej modły zostały wysłuchane. Było pusto.
 Wzięła sobie iPoda, wetknęła słuchawki do uszu i puściła swoją ulubiona piosenkę najgłośniej jak się dało. Szlafrok zdjęła i rzuciła w nogach łóżka. Usiadła na brzegu i zaczęła balsamować nogi podśpiewując sobie. Nagle ktoś częściowo przesłonił dopływ światła.
 -Ej! - krzyknęła protestując takiemu zachowaniu. Szybko wyjęła słuchawki z uszu.
 -Nic z tego Granger - powiedział lustrując jej koronkową piżamę składająca się z króciutkich spodenek i koszulki na ramiączkach.
 -Nie przenosisz się? - zapytała ze smutkiem.
 -Nie o tym mówiłem.
 -Więc się przenosisz? - radość wyraźnie było słychać przy wypowiadaniu tych słów.
 -Przestań! - poirytował się wyraźnie co Hermiona skomentowała tylko wrednym uśmieszkiem. - Żadnego seksu z tobą.
 -CO? - otworzyła usta ze zdziwienia w kształcie litery "O". Nie dowierzała co on teraz do niej mówił.
 -Przykro mi, że ci przykro, ale Potter urwałby mi głowę w najlepszym przypadku gdyby się dowiedział, że spałem z jego najlepszą przyjaciółką.
 -Jeszcze jedno słowo Malfoy, a dostaniesz w pysk. Czy ja coś takiego ci sugerowałam? - zdenerwowała się. 
 -No, a nie? - przebiegł wzrokiem od jej nóg po burzę włosów i uśmiechnął się dwuznacznie. 
 -Pajac! - wściekła odwróciła się i rzuciła na łóżko.

***

 Dopiero tydzień tej wycieczki, a już miała dość. Malfoy docinał jej na każdym kroku i robił głupie uwagi. Wkurzało i irytowało ją to jednocześnie, myślała, że jeszcze trochę i nerwicy się nabawi lecz postanowiła być dzielna. Skoro wytrzymała 7 dni, to wytrzyma jeszcze kolejne 7. Nie da się podpuścić Malfoy'owi i nie będzie zwracała uwagi na to co do niej mówi. Nie da również satysfakcji Potter'owi, że wcześniej zrezygnowała i wróciła do domu. Po prostu nie! Dla niej to sprawa honoru.
 Dziś czeka ich wycieczka do jednego z parków narodowych. A ściślej mówiąc do Parku Narodowego Hawange. Hermiona dużo czytała o Zimbabwe i miała nadzieję, że w czasie tej wycieczki zwiedzi wszystkie parki. Czuła podekscytowanie. Słonie widziała tylko w ZOO, bo gdzie indziej można zobaczyć go w Anglii? Nigdy w życiu nie widziała takiego, można powiedzieć, dzikiego słonia. A lwa to już można zapomnieć, a przecież lubiła je tak samo jak te ogromne zwierzaki. W końcu miały taką grzywę jak Hermiona.
 Nagle głośny łomot do drzwi wyrwał ją z zamyślenia.
 -Czy księżniczka Granger może już łaskawie wyjść z łazienki? - usłyszała rozzłoszczony głos Malfoya. Denerwował ją. Było tak każdego ranka. Ledwo Hermiona wejdzie do łazienki zdąży się załatwić i zacząć rozczesywać włosy, a już było pukanie do drzwi. Co za bezczelny typ!
 -Nie, nie może bezczelny arystokrato! - odkrzyknęła ujarzmiając już swoje włosy. Zaklęcie które rzuciła na szczotkę było bardzo przydatne. Wystarczyło tylko raz je przeczesać i już układały się w miękkie fale.
 -Potrzebuje tylko jednej rzeczy!
 ,,-Jaka zmiana, nigdy nie chciał tylko jednej rzeczy, on zawsze po prostu musiał tu wejść." - pomyślała. Hermiona. No ale skoro tak pilnie potrzebował czegoś stąd to weźmie jeszcze poranną kąpiel. Związała szybko włosy, żeby ich nie zmoczyć. I zdjęła piżamę kładąc ją blacie. Zaczęła również zdejmować bieliznę.
 -Dobra, sama tego chciałaś!
 -Już się boję - zakpiła i odwróciła się od drzwi tyłem, aby napuścić wody do wanny. Hałasy za drzwiami ustały. Chyba się poddał i poszedł sobie. Możliwe, że się ubrać, ponieważ był w łazience już przed nią i wyszedł mając na biodrach ręcznik. Czy jedynie ręcznik to nie wiedziała, chociaż z chęcią by się przekonała. STOP! Hermiona, o czym ty myślisz? - zbeształa samą siebie.
 No i dobrze! Nie wszystko zawsze musi mieć dostarczone pod nos, bo on tak chce.
 Podeszła do szafki umiejscowionej obok drzwi, po nową kostkę mydła. Nie będzie przecież używała tej samej co on. W tym samym momencie zauważyła, że jego bokserki leżą na blacie. ,,Czyli to chciał wziąć z łazienki. Niech sobie weźmie inne.'' - pomyślała brązowowłosa i wzięła bokserki blondyna, po czym wrzuciła do kosza na pranie.
 Hermiona nigdy nie była mściwa, chyba, że ktoś na prawdę zalazł jej za skórę. Ale teraz tym kimś był Malfoy. Przemądrzały arystokrata, który wartości życiowe innych ma za nic. Wyznaje tylko swoje własne.
 Już miała wchodzić do wanny, kiedy drzwi łazienki zniknęły z głośnym trzaskiem. Po prostu skurczyły się jak na kreskówkach, zawirowały i zniknęły. Zaszokowana stała i patrzyła na Malfoya, a on patrzył na nią. Zapomniała nawet, że jest nago. Blondyn mierzył ją od góry do dołu lustrując jej ciało. Jakby starał się zapamiętać każdy szczegół. Jego wzrok dłużej zatrzymywał się na wypukłości piersi. Dosłownie pożerał ją wzrokiem. Hermiona także patrzyła na jego ciało. Pięknie wyrzeźbione. Chciała by podejść i go dotknąć. Ale to stanowczo za dużo. Nagle Malfoy puścił ręcznik i oczom kobiety ukazała się jego męskość. Obydwoje nie mogli oderwać od siebie wzroku. Płynęło między nimi pożądanie, jakiego nigdy do nikogo nie czuli.
 Nie wiadomo kto pierwszy się ruszył i zrobił krok do przodu, ale już po chwili złączeni byli w namiętnym pocałunku. Malfoy posadził ją na blacie umywalki. Zimno metalowych części i gorąco pożądania sprawiło, że mimowolnie jęknęła czym dała Malfoy'owi zaproszenie do dalszych czynności.
 Nagle oderwał się od niej, z goryczą pomyślała, że to już koniec. Gdyby myślała trzeźwo i nie paliło ją pożądanie pewnie by się ucieszyła, ale teraz miała niedosyt.
 Dużym zaskoczeniem dla niej było jednak to, że wcale nie skończył. Jego głowa szybko znalazła się między nogami Hermiony i natychmiast zaczął bawić się językiem praktycznie wewnątrz niej, dając jej niesamowitą rozkosz. Jęki dziewczyny stały się częstsze i głośniejsze. A on wcale nie przestawał się bawić. Nagle jej ciało rozpadło się na milion kawałków w uniesieniu. Szybko wrócił do jej ust. Ale tym razem to Hermiona się oderwała i szybko zeskoczył z blatu klękając przed nim chwytając w rękę jego męskość. Zaczęła go gładzić, przygryzać i ssać. Malfoy odchylił głowę. Rozkosz jaką ona mu dawała była nie do zniesienia.
 -Przestań, bo dojdę ci w ustach - ostrzegł ją nieswoim głosem. Na to ostrzeżenie Hermiona jeszcze bardziej zaostrzyła swoje pieszczoty. Już po chwili biały płyn ściekał po kącikach ust brązowowłosej. Wypluła nasienie do porcelanowej umywalki, a resztę połknęła ze śliną.
 Malfoy ponownie posadził ją na blacie po raz kolejny zaczął ją całować. Jego ręce błądziły po jej piersiach ugniatając je, ściskając i mocno, prawie, że do bólu ściskając sutki. Ona z kolei spod jego ust głośno jęczała. Była gotowa. Po chwili bez żadnego ostrzeżenia Malfoy wszedł w nią gwałtownie i dziko. To nie była mała miłostka, którą zwykle w takich sytuacjach przedstawia się w filmach. Po prostu był to najdzikszy seks jaki Hermiona do tej pory uprawiała z kimkolwiek. Musiała stwierdzić, że taki jest o wiele lepszy od seksu słodkiego w którym pieszczoty są delikatne bez wyrachowania. Właśnie chyba w tym momencie odkryła to co najbardziej chciała, a nikt nie potrafił jej tego dać.
 Właśnie teraz obydwoje doznali spełnienia. Biały płyn spływał po udach Hermiony. Wiedziała, że spora jego część znajduje się w niej. Leżeli teraz na zimnych kafelkach w łazience.
 -Zapomnieliśmy o zabezpieczeniu - przeraziła się nagle Hermiona. Ciągle jeszcze ciężko dyszała.
 -Spokojnie. Miałem kiedyś operację i po niej w Mungu powiedzieli, że nie będę mógł mieć dzieci - odpowiedział próbując zapanować nad oddechem.
 -I tak cię nienawidzę - powiedziała mu Hermiona przejeżdżając ręką po jego męskości.
 -Ja ciebie równie mocno - stwierdził uniósł się na łokci i wkładał w nią palce jeden po drugim. - Powtarzamy czy masz już dość?
 Odpowiedzią Hermiony na to pytanie było wstanie, siad na nim, złapanie nabrzmiałej męskości blondyna i wprowadzenie go w swoje wnętrze, które tak bardzo było spragnione.

***

 Po Parku poruszali się Jeepami dostosowanymi do piaszczystych i wyboistych dróg. Ciągle jechali w konwoju, nie przekraczając 30 km/h, kiedy było coś ciekawego cała wycieczka stawała. W samochodzie siedzieli dwójkami. U większości prowadzili panowie. Na końcu konwoju jechała Hermiona z Draco.
 Słoń! To na co Hermiona czekała od dzieciństwa. Wreszcie spełniło się jej marzenie. Jadąc Jeepem po parku wyglądała jak dziecko w sklepie z zabawkami. Cieszyła się z widoku małp, słoni, tygrysów w oddali.
 -Możesz wyglądać jak kobieta, a nie jak dziecko? W ten sposób czuję się pedofilem - zagryzł wagi i odwrócił wzrok na drogę.
 -Wal się Malfoy - odpowiedziała i z powrotem patrzyła na wspaniałości, które oferuje jej to miejsce.
 Dojechali do pewnego punktu gdzie wysiedli z samochodów. Zaczęło się zwiedzanie na piechotę. Choć nie za bardzo odpowiadało to Hermionie. Nachodziła się jak była mała. Razem z rodzicami ciągle chodzili na piesze wycieczki. I wcale nie polubiła ich jeszcze bardziej razem z dorosłością.
 Jednak piesza wycieczka okazała się interesująca, bardziej można się czemuś przypatrzeć. Zobaczyć to z różnych perspektyw.
 -I z czego ty się cieszysz? Wyglądasz jak głupia - zaszydził z niej.
 -Uważaj na słowa Malfoy! - zdenerwowała się.
 -No, a czy widziałaś się w lustrze kiedy się tak uśmiechasz? - zaczął jej teraz ewidentnie dokuczać. W akcie obrony stanęła przed nim z założonymi rękami zostając w tyle za grupą.
 -Posłuchaj zarozumialcu! - zirytowała się. - To, że zachowujesz się arogancko to nic, bo już się przyzwyczaiłam! To, że mnie obrażasz to do tego również przywykłam, ale mógłbyś dać spokój chociaż do końca tej wycieczki!
 -Dobra Granger, nie denerwuj się bo złość piękności szkodzi, a ty niestety nie masz czym szastać - odpowiedział leniwie i przerzucił butelkę z wodą z jednej ręki do drugiej.
 -Jesteś bezczelny! Myślisz, że za każdym razem każdy musi padać ci do stóp?!
 -Dzisiaj rano przede mną klęczałaś i nic ci się nie stało.
 -Przypomnij sobie, że ty również przede mną klęknąłeś - wysyczała jadowicie. Nagle Hermiona rozejrzała się dookoła uświadamiając sobie, że wycieczka poszła w nieznanym jej kierunku i co najgorsze straciła ją z pola widzenia. - No i zobacz co narobiłeś! Właśnie się zgubiliśmy!
 -A od czego jest różdżka? - obrócił w palcach cienki patyczek. Nagle z drzewa zeskoczył koczkodan i porwał mu z ręki magiczny przedmiot.
 -Brawo! Jesteś genialny! - zawołała z rozpaczą podczas, gdy Malfoy próbował odzyskać różdżkę.
 -A gdzie przepraszam bardzo masz swoją?! - wrzasnął na nią.
 -Po pierwsze to do mnie nie krzycz! A po drugie zostawiłam ją w hotelu, bo nie miałam zamiaru się zgubić!
 W tym momencie Malfoy odzyskał różdżkę. Niestety tu zaczynały się schody. Była ona w dwóch częściach. Raczej już nic z nią nie wyczaruje. A od tak sobie byle czym nie da się naprawić różdżki.
 -Kretyn! Żałosny, przemądrzały arystokrata, który nie ma za grosz rozumu! Czemu życie mnie kara? Już chyba wolałabym pojechać z Margaret!
 -Garnger - wciął się w jej wywód.
 -Czego?! - wrzasnęła.
 -Odwróć się, ale bardzo powoli.
 -Nie rozkazuj mi! Co ty sobie wyobrażasz? Że będę na każde swoje skinienie? Niedoczekanie twoje! - założyła ręce na piersi.
 -Zamknij się i się odwróć!
 -Bo co?! - odwróciła się gwałtownie do niego plecami. Zobaczyła, że ogromny lew afrykański zbliża się w ich stronę dość leniwym krokiem. Nogi się pod nią ugięły i w ogóle nie wiedziała co ma zrobić. Czy uciekać czy stać tam i dać się zjeść. Raczej średnio przyda jej się wspinanie na drzewo. Miała do czynienia z kotem. Wejdzie tam za nią. - I co my mamy robić?
 -A bo ja wiem!
 -To twoja wina! - wrzasnęła.
 -Myślę, że to nie czas ani miejsce na obarczanie się winą!
 -Ale to i tak twoja wina!
 Stali tak nieruchomo i nie wiedzieli co mają ze sobą robić. Każdy ruch mógł okazać się zdradziecki. Tak przeraźliwie się bała. Chciałaby teraz skryć się gdzieś i czuć, że jest bezpieczna. Po 10 minutach lew najwyraźniej bez bliższego podchodzenia ocenił, że są nic niewarci. I żadne z nich pożywienie.
 Kiedy odszedł na wielką odległość i po chwili w ogóle zniknął im z horyzontu Hermiona rzuciła się na Malfoya z pięściami. Okładała go po ciele, nawet nie patrzyła gdzie go uderza. Co dziwne pozwalał jej na to. Kiedy jej ciosy straciły na sile przygarnął ją do siebie i przytulił. Sama nie wiedziała, kiedy łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. Pozwolił jej płakać, a ona wcale nie zamierzała przestać płakać. Teraz opadały z niej wszystkie emocje. Cała się trzęsła.

***

 Bezpiecznie odnalezieni przez organizatorów wrócili do hotelu. Hermiona nie do końca wie jak się dostała do hotelu. Pamięta tylko odurzający zapach perfum Malfoya i jego niebieską koszulę.
 Umyta i zmęczona wróciła do sypialni położyła się na łóżku i zasnęła.

***


 Nadszedł czas powrotu do domu. Podróż przebiegła płynnie. Ciągle spała. Czasami coś zjadła, napiła się. Nie miała ochoty na nic. Jeszcze nie doleciała do domu a już czuła się zmęczona. Pytania Potter'ów i Weasley'ów na pewno przylegną do niej jak muchy do lepu. Ciągle będzie musiała odpowiadać na jedno i to samo milion razy.
 Londyn, miasto ulicznego zgiełku, ciągłego szumu - tyle ono znaczy dla Hermiony. Może i jest ładne ale nie widziała w nim szczególnego uroku. Zdecydowanie wolałaby mieszkać w Paryżu., które dla niej jest symbolem miłości.
 -Może odwieźć cię do domu? - zapytał niespodziewanie Malfoy zza jej pleców.
 -Miałam zamiar złapać taksówkę - stwierdziła dość niechętnie się odwracając.
 -Nie wygłupiaj się. Blaise podstawił mi wóz, chodź ze mną - posłał jej ten magnetyczny uśmiech.
 -No... Dobrze - zatwierdziła, a on zabrał jej walizkę i pociągnął za sobą.

***


 -Wejdziesz na górę?
 -Tak - powiedział niby od niechcenia. - Pomogę ci z walizką.
 Weszli do mieszkania i Hermiona zapatrzyła kawę. Usiedli przy stole i patrzyli na siebie tylko w ogóle się nie odzywając.
 -To smutne, że nie możesz mieć dzieci - stwierdziła. - W twojej rodzinie pewnie jest ci ciężko.
 -Eh. Ta operacja... Oni po prostu coś spieprzyli. Nawet sami nie wiedzą co i jak, po prostu pewnego dnia powiedzieli mi na wizycie kontrolnej, że moje nasienie nie jest w stanie zapłodnić kobiety. Graniczy to z cudem.
 -Czyli mam być spokojna? - zaśmiała się.
 -O tak. Nie rozwija się w tobie mały zarozumiały arystokrata - uśmiechnął się błyszcząc zębami w półmroku.
 Sama nie orientuje się, jak i kiedy wylądowali w łóżku. Wie tylko, że było cudownie.

***


 Obudził ją natarczywy dzwonek do drzwi. Ktoś po drugiej stronie nie dawał za wygraną i koniecznie chciał się z nią widzieć. Przetarła zaspane jeszcze oczy i szturchnęła blondyna śpiącego obok. Była świadoma, kto stoi za drzwiami i oni wcale nie będą zadowoleni kto leży nago obok niej. Malfoy też wcale nie był zadowolony z tej konfrontacji. W pośpiechu się ubrał, pożyczył różdżkę Hermiony i już go nie było. Brązowowłosa ubrała się i rozczochrana otworzyła drzwi ludziom, których nazywała przyjaciółmi.
 -Ciocia! - krzyknęła Rose i rzuciła jej się na szyję.
 -Cześć słoneczko - cmoknęła ją w czoło. Po chwili się uwolniła od dziewczynki i przywitała z całą resztą. Czyli ciężarną Ginny, która uwiesiła się na niej jak Rose. Harry prawie połamał jej żebra, Ron lekko przytulił, a Margaret lekko cmoknęła w policzek, jakby się brzydziła.
 -I jak było? - Ginny się rozgadała zanim Hermiona zdążyła zamknąć za nimi drzwi.
 Skróciła im swój pobyt w Zimbabwe, omijając to, że był tam Malfoy i wszystko co z nim związane. Rose słuchała z otwartą buzią, a Ginny co chwilę wchodziła jej w słowo wspominając własną podróż poślubną w podobne miejsce. Harry uciszał żonę i tak się zapętlało to koło. Pokazała im również zdjęcia, przekazała upominki.
 -A nie znalazłaś tam faceta? - mruknęła w końcu Margaret.
 -Nie, niestety Meg, żadnego - na twoje nieszczęście - dopowiedziała w myślach, ale do niej tylko się słodko uśmiechnęła.
 Każdy zmierzył groźnym wzrokiem żonę Ronalda.

***


 -Przyszedłem ci coś oddać - powiedział Malfoy stając w drzwiach jej mieszkania.
 -Wejdź - odsunęła się od drzwi, aby go przepuścić.
 Po przekroczeniu progu od razu wpił się w jej usta. Tak zaczął się ich romans. Przychodził do niej co wieczór lub co drugi wieczór. Zawsze grali co najmniej 2:2. Obydwojgu odpowiadał taki układ. Całkowicie bez zobowiązań. Łączyło ich  łóżko, no może coś więcej. Ale, żadne z nich nie zdradzało swoich pragnień. Po co zawracać głowę temu drugiemu?

15 miesięcy później...


 Spotykali się już tak długo. Nikt o nich nie wiedział. Nawet najlepsi przyjaciele. Uważali, że skoro ta informacja ich wcale nie uszczęśliwi to wcale nie muszą być wtajemniczeni. Była to sprawa ich prywatna i nic nikomu do tego.
 -Wiesz co? - odezwał się Draco.
 -Nie, nie wiem - zaśmiała się.
 -Ożeniłbym się z tobą - stwierdził z poważną miną.
 -Ale jestem szlamą i to cię zrujnuje - dopowiedziała.
 -No chyba jesteś głupia - stwierdził. - Tu chodzi o to, że pewnie chciałabyś mieć kiedyś dzieci, żeby bawiły się z dziećmi twojej rudej przyjaciółki. A ja ci tego nie dam.
 -Przestań - mruknęła - nie każda kobieta musi do pełni szczęścia mieć dziecko. Jeśli byłabym w ciąży to bym się cieszyła, bez ciąży też wcale bym nie ubolewała.
 -Czyli jakbym cię poprosił o rękę to byś się zgodziła?
 -No nie wiem - powiedziała prowokacyjnie.
 -Wyjdziesz za mnie? - zapytał przygważdżając ją do łóżka.
 -Wszystko muszę za ciebie robić? - zaśmiała się jakby nie pytał ją o małżeństwo tylko o wyniesienie śmieci.
 -Pytam poważnie. Zostaniesz moją żoną?
 -A kochasz mnie?
 -Nie oszukujmy się, każde z nas coś czuje. A jest to niezdefiniowane, prawda?
 -Prawda - przyznała mu rację. - Plus to, że nikogo nie szukamy.
 -No to jak?
 -Zgadzam się - zaśmiała się perliście, a on tylko zamknął jej usta wyczerpującym pocałunkiem.
 -Mówimy komuś? - zapytał wreszcie.
 -Nie, to nie ich sprawa - odpowiedziała, co zadowoliło ich oboje.
 -Bądź gotowa jutro - szepnął.
 -Już? Tak szybko?
 -A na co chcesz czekać? I tak nikogo o tym nie informujemy. Uświadomimy ich po fakcie.
 -I to jest... Jakaś myśl, ale nie wiem jaka - zaśmiała się i znowu zaczęła się ich miłosna gra. Teraz jako narzeczeństwo.

Dzień ślubu


 -Serio Draco? Vegas? - zapytała ubrana w białą zwiewną sukienkę.
 -Tak. Za chwilę mamy świstoklika - zbliżył się do niej i pocałował w usta. - Pięknie wyglądasz kochanie - wymruczał uwodzicielsko. Jego dłonie wsunęły się pod sukienkę i złapały za krawędź jej koronkowych stringów. - Zdejmę je dziś zębami...
 Otarł się o jej biodro gdzie wyczuła jego podniecenie.
 -Mam coś dla ciebie - postawił na dłoni czerwone pudełeczko. - Wszystkie mężatki go noszą, nie chcę cię go pozbawiać - jej oczom ukazał się drobny pierścionek z błękitnym okiem w środku.
 -Dziękuję - wpiła się w jego wargi.

***


 Stali przed małą skromną kapliczką w Las Vegas. Nigdy żadne z nich nie pomyślało, że się tu znajdzie. A szczególnie w takich okolicznościach. No cóż. Czasy się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Wszystko się zmienia.
 Ścisnęli sobie dłonie i weszli do środka.
 -Szybki i natychmiastowy ślub? - usłyszeli głos urzędnika.
 -Tak - odpowiedzieli zgodnie.
 -Jesteście pijani?
 -Nie...
 -A może na dragach?
 -Również nie...
 -To co wy tu robicie? - nie dowierzał.
 -Ej, to nie twoja sprawa! Chcemy ślubu to nam go udziel bez zbędnych pytań! - rozzłościł pannę młodą.
 -Dobra, dobra - podniósł ręce w geście obrony.
 Po wszystkich formalnościach wyszli z kaplicy jako pan i pani Malfoy. Za pomocą świstoklika ponownie znaleźli się w Londynie, w mieszkaniu Hermiony. Lec pierwsze co zrobili to wcale nie była szybka wędrówka do łóżka, a ich zdjęcie. Zdjęcie , które ma być zdjęciem ślubnym. Draco machnął różdżką i zdjęcie zostało szybko oprawione w ramkę. Postawili je na półce i zrobili to na co mieli ochotę. Draco na prawdę ściągnął z niej stringi zębami.

***

 -Cześć Hermi! - krzyknęła ruda od progu ciągnąc za sobą swojego synka. Rozczulający widok matki z dzieckiem. - Co chciałaś mi powiedzieć? No mów szybciutko, bo się niecier... - nie skończyła zawieszając wzrok na zdjęciu z wczorajszego dnia, na którym Hemriona i Draco nie szczędzą sobie czułości. - Hermiona? Co to jest?
 -Ja i Draco.
 -To widzę, ale dlaczego wy się całujecie?
 -Od wczoraj jesteśmy małżeństwem - powiedziała i uśmiechnęła się tak szeroko jak tylko mogła.
 -A od kiedy się spotykacie? - przełknęła głośno ślinę.
 -Od wycieczki do Zimbabwe.
 -Gratulacje - wyjąkała zaszokowana. - Hermiona? Jesteś w ciąży?
 -Nie! - zaśmiała się tak perliście, że mały James śmiał się razem z nią. - Chodź to wszystko ci opowiem.

 -Ja na pewno nikomu nie powiem - zastrzegła Ginny po skończonej opowieści Hermiony.
 -No ja myślę. Opowiedziałam ci właśnie nasze życie łóżkowe - zaśmiała się brązowowłosa. - Ale nie wierzę, że nie powiesz nikomu, że jestem mężatką - zachichotała.
 -No to uwierz. A zamierzasz powiedzieć Ronowi i Harr'emu?
 -Pewnie kiedyś tak, albo ty im powiesz.
 -Nie pisnę ani słówka - zamknęła buzię na niewidzialną kłódkę i wyrzuciła klucz za siebie.

***


 -Pani Malfoy! -krzyknął ktoś za nią, kiedy szła korytarzem Ministerstwa. - Pani Malfoy! Niech się pani zatrzyma! - udawała, że nie słyszy sekretarza swojego męża. Nagle wpadła na Harr'ego, który nagle wyrósł spod ziemi.
 -Cześć Herm - przywitał się.
 -Cześć Harry, przepraszam spieszę się - szybko chciała go wyminąć. Wiedziała, że Patrick będzie błagał w imieniu Draco, żeby weszła do jego biura. Gdzie siedziała mizdrząca się do niego Astoria Greengrass. Nikt nie wiedział o ślubie i każdy myślał, że złote kółko na palcu blondyna to kiepski żart.
 -Pani Malfoy! Niech się pani nade mną zlituje, szef mnie zabije - gdyby nie cholerny Harry byłaby już przy kominku.
 -Jak to Pani Malfoy? Hermiono co to ma znaczyć?
 -Proszę pani, ja panią błagam, niech pani ze mną pójdzie - chłopak już chciał się rzucać na kolana.
 -Dobrze, pójdę. Tylko poczekaj chwilę - odwróciła się w stronę przyjaciela. - Gin ci nic nie mówiła?
 -Nic a nic. Czyli jeśli dobrze rozumiem to jesteś żoną Malfoy'a? - pokiwała głową. - Jesteś szczęśliwa? - ponownie skinęła głową. - No więc wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - przytulił ją mocno bez żadnych zbędnych pytań o co kiedy i jak.

***

 Po tygodniu wiedzieli już wszyscy. Reakcja Margaret utkwi jej w pamięci na zawsze. Otworzyła usta jakby chciała zwymiotować i przylepiła się do Rona. Konkretnie nie potrafiła zinterpretować tej reakcji. Wiedziała tylko, że jej wzrok ciągle wlepiał się w Draco, prawie go pożerając.
 Jak Hermiona nie lubiła Margaret, to się w głowie nie mieściło. I fajnie było jej utrzeć tego szpiczastego nosa!

3 lata później...

 -Jest mi tak strasznie niedobrze... - poskarżyła się, siadając Draco na kolana.
 -Może coś zjadłaś? - zasugerował.
 -Jem to co ty. Dlaczego ty nie wymiotujesz? - skrzywiła się.
 -Nie wiem skarbie - pocałował ją w czubek głowy, potem w czoło i zagłębienie obojczyka. - Może pójdziemy do lekarza? Coś jest nie tak skoro od trzech dni tak chorujesz.
 -I co on mi powie? To co ja sama mogę sobie powiedzieć. Niestrawność żołądkowa - przytuliła się mocno do męża.
 -A może jednak, co? - pokręciła przecząco głową. - A dla mnie?
 -To czysty szantaż - zmrużyła oczy. - Ale niech ci będzie. Zaraz zadzwonię.

***

 -Jakie leki mam zażywać, żeby mi przeszło? - powiedziała Hermiona po skończonym badaniu.
 -Samo minie za parę tygodni - uśmiechnął się lekarz.
 -I do tego czasu moja żona ma wypluwać żołądek i czekać kilka tygodni tak? - fuknął rozzłoszczony blondyn.
 -Spokojnie, niech się pan nie denerwuje. Przy ciąży tak jest. To wcale nie jest szkodliwe - nagle oboje pobladli.
 -Jak to ciąży? - zapytała Hermiona z oczami jak spodki od filiżanek.
 -Nie planowali państwo dziecka?
 -Nie o to chodzi... - mruknął Draco. - Ja, tak jakby nie mogę mieć dzieci - nie chciał, żeby zabrzmiało to tak jakby Hermiona go zdradziła. - Lekarze mówili, że to cud jak uda mi się spłodzić dziecko.
 -No to mają państwo swój własny prywatny cud. To początek 3 miesiąca - uśmiechnął się serdecznie i wyszedł po coś z gabinetu.
 Łzy szczęścia mimowolnie lśniły w oczach obojga młodych ludzi.
 -Kocham Cię - wyszeptała prosto w jego usta.
 -Ja ciebie też kocham.

6 lat później...

 Niespodziewany zwrot akcji. Hermiona wyszła za Draco i niemożliwe stało się możliwe, w ich domu biega blond włosy chłopczyk. Oczko w głowie rodziców. Gdyby mogli zdjęli by mu gwiazdkę z nieba. 
 Nikt nigdy nie powiedziałby, ze tych dwoje może stworzyć tak szczęśliwą rodzinę. Tak bardzo się kochającą. Emmet rozświetlał wszystkie aspekty ich życia.