poniedziałek, 19 maja 2014

Miniaturka - Ostatnia Wola

 -Cześć Aniołku – powiedziała Hermiona pochylając się nad kołyską trzymiesięcznego chłopca.
 Dopiero wczoraj, po trzech latach wróciła z misji, jaka w tajemnicy przed wszystkimi Dumbledore jeszcze za swojego życia. Misja polegała na odnalezieniu złota, jednak nie powiedział czyjego i kto je zakopał już bardzo dawno temu. Miał jakieś wyznaczniki, co do odnalezienia, nie powiedział również od kogo. Był w tej sprawie bardzo tajemniczy.
 Albus mimo, że miał wiele złota nie mógł się podzielić z biedniejszym bratem, gdyż on nie chciał od niego nawet najmniejszej pomocy. Wolał żebrać na ulicy niż wziąć cokolwiek w razie potrzeby. W związku z tym całe złoto, które odnajdzie ma należeć do Aberforth'ora.
 Hermiona miała zacząć szukać kosztowności, gdy zorientuje się, że jego brat nie ma już zwierząt w zagrodach.
 Albus mówił, że to bardzo szybka sprawa. I tak też było. Ale "pojmali" ją Mortakhowie. Tamtejszy lud, który był święcie przekonany, że bogowie zesłali kogoś na wyspę, żeby im ten skarb odnalazł.
 Pamiętała dzień, w którym zorientowała się, że Aberforth'owi nie wiedzie się zbyt dobrze. Postanowiła wtedy, że wyjeżdża natychmiast. Co prawda, w jego zagrodach zwierzęta nie zniknęły całkiem, ale zmniejszyła się ich ilość. Po powrocie z Hogsmite do domu spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy.  Poprosiła o trzy tygodniowy urlop w Ministerstwie, który dostała bez problemu, ponieważ już tak wiele go nazbierała. Nie zamierzała zabawić tam długo, gdyby wróciła przed końcem swojego urlopu – co stanie się na pewno – spędzi go z Ronem.
 Poszła tylko jeszcze na ostatni obiad u Weasley'ów zakomunikować, że musi pilnie wyjechać. Ron okropnie się wkurzył, że nie może jechać z nią, a jeszcze bardziej na to, że nie chce mu powiedzieć dokąd się wybiera.
 -Ron, ja niedługo wrócę – powiedziała błagalnie patrząc mu prosto w oczy.
 -Dobrze – powiedział tam zirytowany, że poczerwieniały mu policzka. - Kiedy wrócisz, będzie czekała na ciebie niespodzianka – zapowiedział i pocałował ją namiętnie. Zakochana dziewczyna oddała pocałunek z taka samą pasją. Reszta rodziny przyjęła wiadomość spokojnie. Zaufali jej i czekali na jej bezpieczny powrót.
 Niestety los zaplanował sobie inaczej. Zatrzymano ją tam nie na trzy tygodnie, ale na trzy lata. A dlaczego? Ponieważ, kiedy dyplomatyczna Hermiona chciała rozmawiać i przekonać o swoich racjach co do prawowitego właściciela kosztowności, to półgłówek Malfoy musiał zacząć rzucać w nich zaklęciami. Nie spodziewał się, że oni także co nieco na magii się znają. Odebrano im różdżki i wsadzono do lochów, jak w średniowieczu.
 Tak... Malfoy... Kiedy ona przybyła na wyspę, to jeden dzień po niej pojawił się także blondyn.
 -Co ty tutaj robisz, Malfoy?! - krzyknęła kiedy zapukał do drzwi jej domostwa, które na ten okres zajęła.
 Było ono, jak na tę część wyspy, średniej wielkości. Dwa pokoje sypialne, jeden dzienny, łazienka, kuchnia.
 -Będę tu mieszkał – zakomunikował i wszedł do środka bez zaproszenia.
 -No chyba na głowę upadłeś! Niby z jakiej racji?!
On tylko uśmiechnął się szyderczo i zaczął szukać czegoś w sportowej torbie, którą miał na ramieniu. Po chwili wyjął pomiętą kartkę. Rozprostował ją w dłoniach i zaczął czytać.
 -"Draco – rozpoczął dramatycznie. - Wiem, że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem. Ostatnią moją wolą, wobec twojej osoby, abyś szukał złota na wyspie Morthra. Masz wyruszyć wtedy, kiedy dowiesz się o jakimś dłuższym wyjeździe panny Granger. Wiem, że twój honor będzie się kłócił z dobrocią do ludzi, ale mam nadzieję, że podejmiesz właściwą decyzję." Ble, ble, ble – zakończył znudzony.
-Nie wierzę ci, pokaż mi to – rozkazała, a on tylko podał jej kartkę. Przebiegła jeszcze raz po niej wzrokiem. Było tam jeszcze kilka szczegółów, których jej nie przeczytał. Znajdował się tam także autentyczny podpis i pieczęć zmarłego dyrektora Hogwartu.
 -Napatrzyłaś się już? - powiedział złośliwie. - To oddawaj – wyciągnął rękę po kartkę, a Hermiona mu ją tam odłożyła. Nie wnikała w szczegóły jak dostał kartkę. Wolała pozostawić to głuchą tajemnicą.
 -Dlaczego ty? Dlaczego nie Harry albo Ron? - zawołała rozpaczliwie.
 -Wiem, że z towarzystwa Łasicy ucieszyłabyś się szczególnie, ale przykro mi, jestem ja. A poza tym to dobrze wiesz, że Dumbledore wcale nie miał do końca dobrze w głowie – stwierdził przewracając oczami. - Dobra, teraz to która twoja sypialnia?
 Hermiona pokazała mu drzwi do jej pokoju, więc on poszedł do drugiego. Później usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać tak zupełni inaczej. Mówiąc bardziej konkretnie ludzkim głosem, a nie szczekając i prychając na siebie. Wytłumaczył jej, że zjawił się na wyspie, ponieważ przyśniła mu się sytuacja z wieży astronomicznej, lecz tym razem to on, a nie Snape, zabijał Dumbledora, który bez życia leciał w zimną czeluść jakiejś przepaści. Wtedy postanowił, że wypełni jego wolę. Hermiona zaś opowiedziała jak to było z nią. Jednak nie było to szczególnie trudne do zrozumienia. Ona ma bardzo dobre serce, więc nie dziwota, że z wielką chęcią chce pomóc.
 Szukając złota ze wskazówkami Dumbledora, nie wiedzieli ile mają się go spodziewać. Po odnalezieniu stwierdzili, że można za to kupić cały Hogwart i Hogsmite. To dlatego tutejszy lud – wcale nie biedny – chciał je dla siebie. Złoto znacznie urozmaiciło by tę wyspę. Hermiona jeszcze przed odebraniem różdżek zdążyła wysłać złoto do żyjącego Dumbledora i to chyba przelało czarę goryczy.
 -Tu jest jak w pierdolonym średniowieczu! - ciągle wyklinał Malfoy.
Hermiona płakała.
Więzienie nie było wygodne. Twarde łóżko, sztywna kołdra, drapiące prześcieradło i twarda poduszka w której watolina zbiła się i dawała poczucie kamienia pod głową.
 Może i nie siedzieli za stalowymi kratami, ale cela była ponura. Było w niej wilgotno i śmierdziało stęchlizną. Nie wspominając już, że nocami okropnie zimno. Raz, góra dwa razy w tygodniu prowadzili ich na kąpiel, aż dziwne, że w takich warunkach Hermionie nie zalęgły się wszy w jej długich włosach. Mieli tylko trzy posiłki dziennie. Czasami, gdy była jakaś wielka uczta dostawali jakieś ochłapy, jak psy. Jedyny plus, jakiego dopatrzyli się w tej niedoli to to, że nie musieli pracować. Siedzieli całymi dniami i rozmawiali. Opowiadali sobie nawzajem o sobie, swojej rodzinie...
Po dwóch latach bardzo polubiła tego głupiego blondyna. Wiedziała o nim tyle co o Ronie i Harrym przez lata przyjaźni. Kiedyś siedział przechylony przed nią i dopatrzyła się blizny w zagłębieniu obojczyka.
 -Skąd ją masz? - zaciekawiła się.
 -Ale co? - zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi.
 -No to – podeszła do niego i wskazującym palcem przejechała po bladej linii.
 -Aaaa... O to ci chodzi – mruknął. - Kiedy byłem mały, bawiłem się z psem mojej babki. Rzuciłem mu patyk i przy okazji się zachwiałem. A, że było tam pochyło to toczyłem się, aż do momentu, kiedy zatrzymałem się na szopie, która miała wystającą blachę i rozcięła mi skórę. Niezbyt mocno, ale jednak. I została mi taka blizna. Nic specjalnego – zakończył machnięciem ręki.
 -Też mam bliznę, dość sporą – powiedziała i podniosła koszulkę pokazując żebra. Widniałam tam skaza ciągnąca się pionowo prawie przez całą klatkę.
 -Co ci się stało? - zapytał zaszokowany widokiem.
 -Kiedy byłam mała, nie zachowywałam się jak dziewczynka. Mało koleżanek, więcej kolegów, z którymi skakałam z drzew, wygłupiałam się nad rzeką. Pewnego razu kiedy wspinałam się na drzewo, źle postawiłam nogę i zjechałam po pniu. Niestety wystawała tam gałąź, którą ktoś wcześniej ułamał no i rozcięła mi tak mocno skórę.
 -Musiało boleć...
 -I bolało. To skutek tego, że zachowywałam się jak chłopiec i chciałam się do nich upodobnić.
 -Ale teraz już nie wyglądasz jak chłopak – stwierdził i zmierzył ją wzrokiem.
 -Spadaj – zaśmiała się i poszła w swój kąt celi.
 -Twoje myśli dalej błądzą przy Weasley'u, prawda? - zaskoczył ją tym pytaniem.
Ostatnio Hermiona myślała o nim. Pewnie po dwóch latach jej nieobecności, kiedy miało jej to zająć jedyne trzy tygodnie, znalazł już sobie kogoś. Dziewczyna może jest już z nim w ciąży, a ona tymczasem gnije w jakimś śmiesznym więzieniu z arystokratą, którego jeszcze do niedawna tak nie lubiła.
Jednak zauważyła, że Draco przez te wszystkie lata grał. I przed ojcem, i przed kolegami. Tutaj zdjął tę maskę, pokazał jaki jest na prawdę. Jak wygląda i jaki jest prawdziwy Draco Malfoy. Nie musi się tutaj przed nikim kryć.
 -Szczerość za szczerość, okay? Ja odpowiadam szczerze na twoje pytanie, a ty potem odpowiesz na moje – kiwnął głową na znak zgody. Do tej pory nie rozmawiali szczerze o uczuciach, od tego czasu stronili najbardziej. Teraz jednak nieoczekiwanie przyszedł moment prawdy. Oboje zgodzili się na szczerość. Już na początku ustalili, że wszystko co tutaj mówią, zostaje między nimi i tymi czterema ścianami.
 -Myślałam o nim ostatnio – powiedział cicho. - Myślę, że na pewno już sobie kogoś znalazł. Nie przestałbyś być wierny kobiecie, która cię opuszcza bez uprzedzenia?
 -Zależy jak mocno bym ją kochał – wzruszył ramionami.
 -To może ty. Ron jest całkiem inny. Na pewno ma kogoś. Zanim się związaliśmy, zawsze mówił, że jak kobieta na długo go zostawi to nie będzie jej stręczycielem, pozwoli jej odejść nie doszukując się powodu – wyznała mu po cichu, a jej oczy wypełniły się łzami. Draco podszedł i przysiadł obok niej, przytulając ją do siebie.
 -Może jednak tak cię kochał, że nie spełnił tego co mówił.
 -Na pewno spełnił. Mam to przeczucie. A moje przeczucia zwykle się nie mylą – położyła głowę na jego ramieniu. - Miałeś kogoś? - zapytała nagle. - Zanim trafiłeś na wyspę, to miałeś kogoś?
 -Miałem – powiedział tylko krótko.
 -A kochałeś ją? - nie dawała za wygraną.
 -Tylko mi się podobała fizycznie. Ojciec i matka ją dla mnie wybrali – ciężko westchnął.
 -I ty mi mówisz, że tu jest jak w średniowieczu, bo wcisnęli nas do celi? - zaśmiał się głucho.
 -Jak ja bym chciał już stąd wyjść – sapnął. - Męczy mnie to, że nie mogę pocałować kobiety, w której się zakochałem – powiedział rozzłoszczony.
 -Kto to taki? - zainteresował się nagle.
 -Nie powiem, bo gdybym ci powiedział, to musiałbym cię zabić – uśmiechnął się błyszcząc już w półmroku białymi zębami.
 -Nie bądź taki Draco... - powiedział słodko.
 -Nic z tego. Może kiedyś – pocałował ją w czoło. - Idźmy spać.
 -Wredny jesteś – łypnęła na niego i poszła na własne łóżko.
 Więcej nie wracali do tej rozmowy. Mijały kolejne dni i tygodnie, a im powoli kończyły się tematy do rozmów. Nadeszła zima, ta spośród trzech lat była wyjątkowo mroźna jak na wyspę. W nocy Hermiona niemiłosiernie marzła. Wpadła więc na pomysł pozbierania swojej pryczy i przeniesienia się do współwięźnia.
 -Draco – stuknęła go w ramię. Chłopak zdezorientowany popatrzył na dziewczynę. - Zimno mi, mogę sapać z tobą? - nic nie odpowiedział jedynie uchylił rąbek kołdry, żeby ona mogła wejść i poszedł spać dalej.
 -Draco... - Hermionie najwidoczniej odechciało się spać. - Lubisz mnie?
 -Mhy - mruknął przez sen.
 -A powiesz mi co to za dziewczyna w której się kochasz?
 -Mhy - przytaknął, żeby ją zbyć. Wyczuła to, więc zadawała mu głupie pytania.
 -A kochasz mnie?
 -Mhy...
 -To ożenisz się ze mną, prawda?
 -Mhy...
 -I będziemy mieli gromadkę słodkich dzieci, zgadzasz się?
 -Mhy...
 -A ojcem chrzestnym pierworodnego syna będzie Ron, okay?
 -Mhy... - nagle się zerwał. - Nie, nie zgadzam się. Cofam to ostatnie - patrzyła na niego tylko rozbawiona słodkimi oczami. - Jesteś wilkiem w owczej skórze, wiesz o tym?
 -Ja? Skądże - zatrzepotała rzęsami i położyła rękę na jego klatce.
 -Hermiono kusisz... - powiedział przymykając oczy.
 -Jesteś tego pewny? - uniosła się na łokciu, żeby na niego spojrzeć.
 -Wiesz dobrze, że tego nie chcesz - mruknął, ale w jego głosie dało się słyszeć nutkę rozczarowania.
 -A ty tego chcesz?
 -To nie ma najmniejszego związku ze mną - powiedział dobitnie. Jednak poznała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy kłamie. I teraz kłamał.
 -To chodzi o tą dziewczynę, prawda?
 -Co? Jaką dziewczynę? - zmarszczył brwi, po chwili jednak zrozumiał o co chodzi. - Tak, jak najbardziej tak. Ale nie bądź na mnie zła, ja wiem, że ty po wyjściu stąd wrócisz do Weasley'a - uśmiechnął się smutno.
 -Nie - powiedziała krótko, a on zdziwiony na nią spojrzał.
 -Jak to nie? Co to znaczy, bo nie za bardzo rozumiem?
 -Nie wrócę do Rona.
 -Dlaczego? - otworzył zdziwiony oczy.
 -Przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że to już mi minęło. To ślepe zauroczenie, kiedy ciągle widziałam jak zachowuje się podczas wojny, teraz... No nic, nieważne. Nie wrócę do niego.
 -Jesteś tego pewna?
 -Tak. Na sto procent - nagle Draco chwycił jej twarz w obie dłonie i namiętnie pocałował.
 -A co z tą dziewczyną w której jesteś zakochany?
 -Właśnie się z nią całuję - powiedział i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć to ponownie zatkał jej usta pocałunkiem.
 -Kłamiesz - powiedziała słabo, kiedy się od niego oderwała.
 -Nie śmiałbym ci tak łgać - cmoknął ją w czoło. - Chwila - przypomniał coś sobie nagle. - Ty nie dokończyłaś myśli, ja ci wyjawiłem swój sekret, że tak to ujmę, więc ty dokończ - uśmiechnął się.
 -Ale jaką? - znów robiła swoje słodkie oczy.
 -Dobrze wiesz jaką - powiedział i ściągnął szczęki tak jak robiła to Hermiona, kiedy mówiła. - zachowuje się podczas wojny, teraz... No nic, nieważne. - zacytował jej słowa naśladując jej głos.
 -Ja wcale tak nie mówię!
 -Ja wcale tak nie mówię! - przedrzeźniał ją dalej.
 -Przestań!
 -Przestań! - patrzył na nią wyzywająco.
 -Powiem ci - skapitulowała. - Teraz i tak jestem zainteresowana kimś innym.
 -I tym kimś jestem ja - wyszczerzył zęby.
 -O proszę, jaki skromny - parsknęła śmiechem, a on jedynie lekko ją pocałował.
 -Nie zrobimy tego tutaj - powiedział, a ona jedynie zmarszczyła brwi. - Nie zrobimy tego tutaj, bo nie chce mieć wspomnienia pierwszego razu z tobą w tak obskurnym miejscu - pocałował ją prosto w usta z pasją, a ona równie silnie pocałunek ten oddała.
 Już wiosną zostali wypuszczeni, gdyż najwyraźniej odsiedzieli swoją karę i tubylcy zrozumieli, że złota nie odzyskają. Stracili co prawda kontakt z bliskimi, ale zyskali całkiem nowe uczucie. 
 Teraz stoi tutaj, przy kołysce dziecka Ginny i Harr'ego, który spokojnie oddycha przez sen. Tyle czasu jej nie było. Harry i Ginny to już małżeństwo z dwuletnim stażem i trzy miesięcznym synkiem James'em.
 -Tak się cieszę, że już jesteś... - przytuliła ją Ginny. Harry stał w drzwiach i przyglądał się kobietom. Obydwie szlochały ciesząc się, że wreszcie się zobaczyły.
 -Chodźcie - powiedział Harry. - Porozmawiamy w kuchni, zaraz przyjdzie Ron - na dźwięk imienia rudzielca Hermiona zaczęła się denerwować.
 Ron przyszedł pięć minut później, jakoś nie był do niej przyjaźnie nastawiony. Patrzył tylko jakby coś my zrobiła, wcale się mu nie dziwiła. Tyle planów, a ona zniknęła.
 Opowiedziała im wszystko co stało się na wyspie i potem siedziała w celi z kimś. Ciągle pomijała blondyna, postanowiła, że najgorszy wstrząs dla nich zostawi na koniec.
 -Dumbledore do pomocy wyznaczył mi Malfoy'a...
 -Co?! - krzyknął Ron. - I to z nim tyle czasu siedziałaś w celi? Współczuje...
 -Nie masz czego Ron - uśmiechnęła się. - Malfoy tak naprawdę jest w porządku.
 -Ty chyba nie wiesz co mówisz, to śmierciożerca - oburzył się.
 -Zastanów się co mówisz, nie znasz go - stanęła w obronie blondyna.
 -Za to ty go znasz doskonale - podniósł głos.
 -Uspokój się Ron i nie krzycz na nią - wtrącił się Harry.  - Hermiona na pewno się z nim nie przyjaźni jak z nami, po prostu mają dobry kontakt, prawda?
 -Yyyy... nie - wydukała. - Tu macie jeszcze jedną wiadomość ode mnie. Ja i Draco jesteśmy razem - powiedziała niepewnie.
 -Co?! - krzyknęli wszyscy i ostro na nią spojrzeli, a ona wytrzymał ten wzrok.
 -To my już nie jesteśmy razem? Dobrze, że mi powiedziałaś - Ron był rozwścieczony.
 -Pamiętasz jak mi kiedyś powiedziałeś, że jeśli dziewczyna ci zniknie to nie będziesz jej szukał i taki tam?
 -Pamiętam, no i co z tego?
 -Jakoś mnie nie szukałeś przez te 3 lata - mruknęła zawiedziona. - Nie dziw się więc temu, że wywnioskowałam, że już nie jesteśmy razem...
 -To chyba za wiele na moje nerwy... Chciałem ci się oświadczyć, wziąć cię za żonę, a ty... a ty... - zabrakło mu słów. - Plugawa szlama!
 -Ron! Jak możesz?! - krzyknęła Ginny.
 -No to chyba koniec, żegnam was wszystkich - powiedziała Hermiona ze łzami w oczach.
 -Nie Herm, nie możesz znowu odejść. Co nas obchodzi Malfoy, zerwiesz z nim i znowu będzie jak dawniej - krzyknęła za nią Ginn.
 -Ginny ma rację, Hermiono!
 Ona już nie słuchała. Draco kocha na poważnie, jeśli oni go nie akceptują, to tak jakby nie akceptowali jej. Przykre ale prawdziwe.


 Hermiona wraz z przyszłym mężem przeprowadzili się z Londynu do Nowego Jorku. Można powiedzieć, że z jednego zgiełku uciekli do drugiego, ale przynajmniej mają spokój od dziwnych spojrzeń. Postanowili, że wrócą tam dopiero, kiedy Hermiona będzie gotowa. Draco też wcale się tam nie spieszyło. Możliwe, że nigdy tam nie wrócą.

3 lata później...

 Właśnie dziś lecą do Londynu. Chcą odwiedzić rodziców Draco, razem z malutkim Jon'em. Chcą także pójść do babci Draco, nie poznała ona jeszcze ich syna z powodu swojej choroby.
 Jon to drobne roczne dziecko z brązowymi loczkami i stalowoszarymi oczkami. Był okropnie rozbrykany i śmiały, nie mógł się doczekać, kiedy już będzie miał siostrzyczkę, którą Hermiona jeszcze nosi pod sercem.
 -I jak się czujesz? - zapytał Draco swojej żony stając przed nią i patrząc w oczy.
 -Dobrze - uśmiechnęła się.
 -A ona? - wskazał na jeszcze płaski brzuch Hermiony.
 -Wcale nie wiemy czy to ona, więc nie mów ona - uśmiechnęła i ucałowała go w policzek.
 Są małżeństwem już dwa lata, nic im w życiu nie brakuje poczynając od szczęścia, a kończąc na pieniądzach. Czasami Hermiona myślała, żeby przeprosić się ze starymi przyjaciółmi, ale padło dużo zbyt raniących słów.

W Londynie na Pokątnej:

 -Mamusiu, dzie tatuś? - wyseplenił słodkim głosikiem Jon.
 -Nie wiem kochanie, miał tu przyjść już jakiś czas temu - odpowiedziała mu matka i próbowała nakarmić go kolejną łyżeczką lodów.
 -A ciemu, on tak pacy? - drobniutką rączką wskazał drugi koniec ogródka, w którym siedzieli.
 -Kto? - zmarszczyła brwi i rozejrzała się dookoła. W drugim kącie zauważyła Rona i rodzinę Potter'ów. Serce mocnej jej zabiło. Nie było przy niej Draco, nie miała w nikim oparcia. Ale przecież czego ona się boi? Ludzi, z którymi się kiedyś przyjaźniła? Odwróciła wzrok i całą swoją uwagę skupiła na synku.
 -Witaj Hermiono, dawno się nie widzieliśmy - usłyszała nieprzyjemny głos za sobą. Rozpoznała by go wszędzie.
 -Witaj Ronald - uśmiechnęła się nieszczerze.
 -Kto miał nieprzyjemność zostać twoim mężem? - zapytał prosto z mostu. Jego pytanie było na tyle aroganckie, że miała ochotę wstać i go uderzyć. - Pewnie nie Malfoy, bo on odpuścił by sobie szlamę - nie wierzyła własnym uszom. Ktoś kogo kiedyś kochała używał w stosunku do niej tak okropnych słów. - A jego ojcem to kto jest? - wskazał palcem na Jona.
 -Palciem sie nie pokaziuje! - wykrzyknął malec oburzony zachowaniem nieznajomego. - I nie moźnia oblaziać mamy! Powiem tacie! - seplenił zbulwersowany.
 -Dziadowskie nasienie, po tobie - wypluł te słowa.
 -Kochanie zatkaj uszka - powiedziała z matczyną miłością do synka. A on spełnił polecenie mamy. - Jesteś nic nie wartym człowiekiem Weasley. Współczuje pani Molly takiego dziecka, starała się jak mogła, ale ty wszystko spieprzyłeś. Reszta twojego rodzeństwa to porządni ludzie, ale ty... Ugh!
 -Jestem jaki jestem, ale twój synuś to pewnie bękart, z którym przyszłaś tu, żeby spotkał się z ojcem...
 -Nie waż się mówić złego słowa na moje dziecko - powiedziała z wściekłością wymierzając w jego klatkę palcem wskazującym. - Jeśli jeszcze raz powiesz coś obraźliwego na mojego syna to oczy ci wydrapie...
 -A język wyrwę i spalę - przerwał jej ktoś nagle. Ten głos bez problemu rozpoznałaby na zaludnionej uliczce. - Wiesz co Weasley? Odsuń się lepiej od mojego syna i mojej żony, bo nie ręczę za siebie. A jeszcze raz coś do niej powiesz to jutro popełnisz samobójstwo.
 Przytulił ją mocno do siebie, a ona schowała się bezpiecznie w jego ramionach. Nie próbowała bronić Rona, a Draco był wściekły, wolał odejść i nie patrzeć na niego. Wziął synka na ręce, otoczył ramieniem żonę.
 -Lepiej żebyś nawet na nią nie patrzył, bo nie wiem co ci zrobię, będę okrutniejszy od Voldemorta - syknął w stronę Weasley'a i opuścili lokal.
 Przy wyjściu Hermiona i Draco lekko skinęli w stronę Potter'ów, co oznaczało ,,Dzień dobry''.


***

 Zaskakujące jak ludzie się zmieniają. Z przyjaciół w wrogów i z wrogów w ukochanych bez których nie chciało by się żyć. Dziwne, kiedy z najbliższych osób stają się ludźmi tylko tolerowanymi przez ciebie lub największymi wrogami. Czasami szkoda tych wszystkich wspólnych wspomnień, które są tak miłe, ale zostały tak okropnie zniszczone jakimś wybrykiem.
 Jednak Hermionie nie jest, aż tak szkoda, żeby nie mogła spać po nocach. Daje sobie z tym radę i cieszy się swoimi dziećmi. 5-letnim Jon'em, słodkim i rozbrykanym oraz 3-letnią Savanah, słodziutką blondyneczką z prostymi włosami i czekoladowych oczach. Obydwoje szaleli za ojcem, tak jak i ich mama, który wszędzie miał oblicze surowego i wrogiego, a dla rodziny był niczym anioł. Gwiazdkę z nieba by im zdjął...



Od autorki:
Podoba się? Bo mi nie za zbyt szczególnie ;< Ale ona była tak na szybkiego :D
Piszcie własne oponie :>
Buziaczki:
Mika M. :*

niedziela, 13 kwietnia 2014

Miniaturka - Wycieczka



***


 -Harry daj spokój! - rozzłościła się na przyjaciela. - Ja nie jestem dzieckiem, żebym potrzebowała niańki!
 -Ale Hermiono! - zawył rozpaczliwie.
 -Od kiedy jesteś moją żoną?! Ja pojadę na tę wycieczkę i to SAMA. Nie mam pięciu lat, żeby nie dała sobie rady! Kłócimy się o to od wczoraj i w ogóle nie widzę powodu tej kłótni, skończ!
 -Ale dlaczego Ron na przykład nie może z tobą jechać? - próbował ją ciągle nakłonić do swojego pomysłu, aby na wycieczkę pojechała z kimś kogo będzie znać. Żeby nie zapuszczała się nigdzie sama.
 -Tak, niech jedzie ze mną - powiedziała takim tonem jakby odpuściła i przyznała mu rację. No właśnie, jakby. - I niech Margaret i Rose też z nami jadą, a co mi tam! - rzuciła tak sarkastycznie, że prawie sama się tego przeraziła.
 -Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo, więc może i Margaret też jedzie - pomyślała, że za chwilę z nerwów serce wyskoczy jej gardłem. Powiedziała to w złości i to całkiem ironicznie, a Potter wziął to za dobrą monetę.
 -To zamiast Margaret wezmę Malfoya, na jedno wyjdzie!
 Hermiona nie cierpiała żony Rona. Związał się z nią 3 miesiące po wojnie i jakoś ,,samo'' wyszło, że zaszła z nim w ciąże. Od 6 lat była piekielnie o Hermionę zazdrosna, choć ta nie dawała ku temu żadnych powodów. Ale czarnowłosej pani Weasley wystarczała sama obecność przyjaciółki męża gdzieś przy nim. Jednak ich córeczkę lubiła bardziej niż ich dwoje razem wziętych. Była zupełnie inna od rodziców. Pogodna, milutka, wcale nie niezdarna. I do tego była śliczna. Czasami wydawało się, że to nie ich córka, dopóki się nie odezwie. Głos ma zupełnie jak matka, a włosy jak Ron, nie ma opcji, żeby nie była ich.
 -Przecież wiesz, że ja bym z tobą pojechał, ale ta ciąża Ginny...
 -Po moim trupie! Jadę sama! - wykrzyknęła i jak rozwydrzone dziecko tupnęła nogą. - Harry, ile ja mam lat! Liczę się z twoim zdaniem ale i tak zrobię to co będę chciała. Jadę na te dwa tygodnie do Afryki. Przecież inni ludzie też tam będą. To tylko wycieczka. Nie widzę problemu. Temat uważam za zakończony.
 -Z tobą nie da się rozmawiać! - na to stwierdzenie Hermiona wydęła usta w geście dezaprobaty. - To jak rozmowa głupiego ze ścianą! - poirytował się jeszcze bardziej na widok jej min, które do niego stroiła. - Dobrze! - skapitulował. - Jedź sobie sama, może cię coś tam zeżre!
 -I o to chodziło, dzięki, że zrozumiałeś - uśmiechnęła się zwycięsko. Ogniki tańczyły w jej oczach ze szczęścia. - Idę się pakować.
 -Trzymaj się - przytulił ją do siebie i mocno uściskał. Szybko ten uścisk oddała i pobiegła na przeciwko do swojego domu, aby się spakować.

***

 Pakowanie uważała za zakończone. Wielka walizka po brzegi wypełniona najpotrzebniejszymi rzeczami stała tuż przy drzwiach. Nic jej już nie przeszkodzi w tej wycieczce. W ogóle nie rozumiała pretensji Harr'ego. Przecież nie da się tam pożreć jakiemuś zwierzaczkowi, nie po to jest czarownicą!
 Spakowała jeszcze do kieszeni kurtki ofertę wycieczki i chwytając za rączkę walizki wyszła przed swój dom. Skręciła ścieżką do garażu aby wyciągnąć samochód. Jadąc na mugolską wycieczkę nie mogła się pojawić tak znikąd nagle przy autobusie. A poza tym nie przepadała za teleportacją lub świstoklikami. Nie lubiła za specjalnie tego uczucia.
 Kiedy dojechała na miejsce swoim Fordem Focusem, zaparkowała go na parkingu, wcześniej wykupując postój. Autokar już stał i czekał na wycieczkowiczów. Przy autobusie kłębiły się praktycznie same przytulające się osoby. Rozczulające, ze tak się żegnają.
 Jednak trochę się pomyliła, myśląc, ze się żegnają. Oni po prostu jechali razem. Wyciągnęła ofertę i spojrzała na ulotkę. Zero informacji, ze jest to wycieczka dla par. Później dowiedziała się, że na cały autobus ludzi jest tylko troje (wyłączając ją z tego) singli.
 Wszystkie miejsca były już zajęte. Z wyjątkiem tego obok Hermiony. Może mam tą wygodę, ze obok mnie nit nie siedzi...- cieszyła się w myślach. Przez cały czas patrzyła w okno.Miała nadzieję, że będzie jak później będzie lepiej, bo jak na razie to niezły niewypał.
 -Przepraszam, czy mógłbym... - zapytał męski głos, ale kiedy się odwróciła to przerwał. Wcale mu się nie zdziwiła. Ona też była w głębokim szoku. - Cholera! - przeklął. - Serio masz to miejsce? - w jego głos wstąpiła udręka.
 -Tak, niestety... - mruknęła. Wcale nie cieszyła się na towarzysza podróży. Już w tym momencie miała go dosyć. - Może zapytaj kogoś czy się z tobą zamieni - poradziła mu przesłodzonym głosem i błagała w duchu, żeby poszedł za jej radą.
 -Wiesz, chyba jednak będzie lepiej jak usiądę z tobą. Przynajmniej podróż minie nam miło bez zbędnej paplaniny - w tym Hermiona musiała przyznać mu rację.
 -Dobra Malfoy, rozumiem. Siadaj i już się zamknij. Bo właśnie zbędnie paplasz.
 Przewodniczka zaczęła coś tłumaczyć właśnie wtedy kiedy blondyn już usiadł i Hermiona mogła je posłuchać, by po zakończeniu jej nudnej przemowy mogła wyciągnąć iPoda, włożyć słuchawki i całkowicie odpłynąć w świat muzyki. Zanim jednak zdecydowała się na ten krok postanowiła zapytać Malfoya dlaczego jedzie na mugolską wycieczkę. Pan arystokrata, który gardzi tym co mugolskie. Gardzi szlamami.
 -Chcę zobaczyć jak to jest u mugoli, zrobić porównanie jaka jest różnica między tymi wycieczkami u nas, a u nich - no i na tyle było ich rozmowy. Po chwili obydwoje wrócili do swoich zajęć.

***


 Hermiona obudziła się cała obolała. Z Londynu musieli pojechać aż do Broadstairs skąd mieli wylot. Mimo, że to tak, krótka trasa, to Hermionę zawsze męczyły podróże, a na dodatek dziś bardzo wcześnie wstała. Siedzenia były wygodne ale pozycja, którą obrała już niekoniecznie. Jej głowa spoczywała bezwiednie na ramieniu Malfoy'a, a z kolei jego blond czupryna leżała na jej brązowych włosach. Byli zaspaną plątaniną. Próbowała lekko podnieść głowę i w tym momencie Malfoy również się obudził.
 -Przepraszam - mruknęła i przeniosła się z głową na szybę. Ziewnęła przykrywając usta ręką.
 -Nie ma sprawy - odpowiedział równie zaspanym głosem co ona sama. Przeczesał palcami włosy rozwalając je na wszystkie strony.
 -Proszę państwa - ucichła muzyka i zagrzmiał głos stewardessy w głośnikach. - Pragnę wszystkich poinformować, że za 10 minut będziemy na lotnisku. Dziękuję za uwagę - zakończyła i znów przyjemne dźwięki i tajemniczy głos wypełniły autobus.
 Hermiona kręciła się na swoim fotelu. Miała przemożną chęć o zapytanie Malfoy'a czy może się ponownie o niego oprzeć. Ale zdecydowanie to nie wchodziło w rachubę. On to zaraz opacznie zrozumie i źle odbierze. Co on sobie o niej pomyśli? Przez taką akcję mogła sobie popsuć tą wycieczkę jeszcze bardziej niż jest popsuta.
 -Możesz się uspokoić? - jej wiercenie zirytowało Malfoy'a do tego stopnie, że musiał jej zwrócić uwagę. Ale Hermiona zbytnio się tym nie przejęła. Jemu nigdy nic nie pasowała, już odkąd go tylko poznała. - Usiądź jakoś w końcu i się opanuj, bo wiercisz się jakby ktoś traktował cię Cruciatusem.
 No cóż, nie można mu było nie przyznać racji. Ale to nie była jej wina, że nie mogła znaleźć sobie wygodnego miejsca. Po prostu to ją przytłaczało. W każdej pozycji czuła się jak w pułapce. Kiedy z jednej strony było już dobrze, to z drugiej coś ja kuło i uwierało. Jeszcze chwila i nerwicy dostanie, dobrze, że za niedługo już wysiadają.  Przekręciła się jeszcze trzy razy, aby było jej wygodnie.
 -Granger do jasnej cholery! Uspokój się wreszcie! -zaatakował słownie.
 -Nie mów mi co mam robić - szybko odparowała atak. - Nie moja wina, że nie mogę się usadowić!
 -Nie twoja wina - zakpił. - A czyja? Może moja?
 -Tak, bo zajmujesz większą część dwóch siedzeń - spróbowała dogryźć temu zarozumialcowi, bo jak na razie to on miał rację.
 -Sugerujesz, że jestem gruby? - zrobił wielkie oczy.
 -Ja tego nie powiedziałam - na jej usta wpełzł wredny uśmieszek.
 -Sama jesteś gruba - tym razem to on dopiekł jej.
 -Wypraszam sobie! - zabolało. Już dawno przeszła na dietę i się jej trzyma. A jakiś nadęty bufon nie będzie wypominał jej wagi.
 -Dobra Granger - wciągnął powietrze dla uspokojenia i zrobił kilka wdechów. - Ja się z tobą kłócił tutaj nie będę. Po pierwsze wyglądamy jak małpy w zoo, a po drugie to każdy już się na nas gapi.
 -Tutaj się kłócić nie będziesz? - prychnęła. - To znaczy, że gdzie indziej będziesz?
 -Zamilcz już kobieto - powiedział zrezygnowany.
 -Już nie szlamo? - syknęła przez żeby tak by tylko on to usłyszał. Dało się nagle słyszeć jak ze świstem wciąga powietrze.
 -Za chwilę powiesz o kilka słów za dużo Granger - ostrzegł ją.
 Nie miała już szansy odpowiedzieć, bo autobus się zatrzymał przed halą odlotów, z której za niedługo odlatywali do Południowej Afryki. Malfoy wysiadł najszybciej ze wszystkich i Hermiona nie mogła się za ni powlec i nadal utrzymywać kłótni. Wolała odpuścić.

***


 Po przejściu wszystkich procedur na lotnisku mogli wsiadać do samolotu. Hermiona łudziła się, ze zajmie miejsce obok kogoś nieznajomego. Ale niestety bajka o łodzi ją prześladowała : ,,Łudź się dziecko łudź". Co za niefart bo blondyn znów siedział obok niej. Była wściekła. Wściekła ma te wszystkie zakochane pary, które siedziały obok siebie. Wściekła, bo ta wycieczka miała być cudowna, a tymczasem to totalne dno. Czym ona sobie zasłużyła na takie coś? Przecież jest miła, grzeczna, poukładana. Czy los musiał ją tak karać? Może po wylądowaniu będzie lepiej?
 -Mugole... Ugh! - sapnął blondyn z nienawiścią.
 -Nikt cię nie przymuszał jechać na tą wycieczkę - odpowiedziała szybko jakby z nadzieją, że jeszcze wysiądzie z samolotu i wróci do domu. Niestety na to było za późno, bo samolot już był wysoko nad ziemią.
 -Wiem i ten fakt mnie dobija - Hermiona uśmiechnęła się na te słowa. - Czemu się śmiejesz? - nim uzyskał odpowiedź zaczął snuć własną teorię. - Bawi cię to, że pojechałem na wycieczkę mugoli i teraz mi się w ogóle nie układa.
 -Trochę - odpowiedziała mu zaczepnie. - Ale głównie bawi mnie to, że czuję się podobnie.
 -Merlinie, jeszcze mi brakuje, żebym miał takie same odczucia jak ty.
 -Niestety, takie masz - uśmiechnęła się szerzej, żeby blondyn się zdenerwował jeszcze bardziej.

***


 Wylądowali w Zimbabwe i zakwaterowali się w samej jego stolicy w czterogwiazdkowym hotelu. Dzisiejszy wieczór mieli wolny. Dopiero od jutra zaczynają się wycieczki. Hermiona dostała klucz od pokoju i pędem tam ruszyła. Chciała tylko wziąć kąpiel i iść spać.
 Hotel był całkiem miło urządzony. Może nie jeden z największych, ale w pełni zadowalał potrzeby klienta. W pokoju miała mały salon z telewizorem i szeroką kanapą. Średni stół w rogu salonu, a także wyjście na balkon. Po prawej stronie od wejścia widniało dwoje drzwi. Jedne białe z z charakterystyczną szybką co dało jej do zrozumienia, że znajduje się tam łazienka, drugie brązowe prowadzące do sypialni. Pokój utrzymany był w tonacji bieli i pisakowego żółtego.
 Nagle ktoś pchnął ją drzwiami tak mocno, ze odbiła się boleśnie od ściany. Głośny krzyk byłej Gryfonki zwrócił uwagę blond głowy, która właśnie wychynęła zza drzwi.
 -Co tu robisz?! - krzyknęli jednocześnie. - To mój pokój! - ponownie krzyknęli na raz. - Nie, mój! Przestań! - całkiem przeraziło im słowne zgranie.
 Nagle w głowach zrodziła się myśl i pędem rzucili się w stronę sypialni. Na twarzach malowała się totalna rozpacz i zaskoczenie. Znajdowały się tam dwa łóżka jednoosobowe. Czyli to nie była jakaś pomyłka. To było celowe.
 -Nie no, to jest jakiś koszmar - stwierdziła Hermiona siadając na kanapie i odrzucając głowę do tyłu.
 -Te pierdolone zbiegi okoliczności mnie wykończą! Pieprzeni mugole, nic nie potrafią zrobić dobrze!
 -Zamknij się - warknęła w jego stronę. - Mogłam go posłuchać i nie jechać w ogóle - warknęła ale tym razem sama na siebie. Mogła słuchać Pottera, teraz pretensje tylko do siebie mogła kierować. Jak ona nienawidziła nie mieć racji i się mylić!

***


 Hermiona wyszła z łazienki i w satynowym szlafroku chciała szybko przemknąć do sypialni. Niestety na horyzoncie nie było Malfoy'a co oznaczało, że albo jest w sypialni lub w ogóle nie było go w pokoju. Modliła się o tą drugą opcję. Przechodząc przez drzwi sypiali zauważyła, że jej modły zostały wysłuchane. Było pusto.
 Wzięła sobie iPoda, wetknęła słuchawki do uszu i puściła swoją ulubiona piosenkę najgłośniej jak się dało. Szlafrok zdjęła i rzuciła w nogach łóżka. Usiadła na brzegu i zaczęła balsamować nogi podśpiewując sobie. Nagle ktoś częściowo przesłonił dopływ światła.
 -Ej! - krzyknęła protestując takiemu zachowaniu. Szybko wyjęła słuchawki z uszu.
 -Nic z tego Granger - powiedział lustrując jej koronkową piżamę składająca się z króciutkich spodenek i koszulki na ramiączkach.
 -Nie przenosisz się? - zapytała ze smutkiem.
 -Nie o tym mówiłem.
 -Więc się przenosisz? - radość wyraźnie było słychać przy wypowiadaniu tych słów.
 -Przestań! - poirytował się wyraźnie co Hermiona skomentowała tylko wrednym uśmieszkiem. - Żadnego seksu z tobą.
 -CO? - otworzyła usta ze zdziwienia w kształcie litery "O". Nie dowierzała co on teraz do niej mówił.
 -Przykro mi, że ci przykro, ale Potter urwałby mi głowę w najlepszym przypadku gdyby się dowiedział, że spałem z jego najlepszą przyjaciółką.
 -Jeszcze jedno słowo Malfoy, a dostaniesz w pysk. Czy ja coś takiego ci sugerowałam? - zdenerwowała się. 
 -No, a nie? - przebiegł wzrokiem od jej nóg po burzę włosów i uśmiechnął się dwuznacznie. 
 -Pajac! - wściekła odwróciła się i rzuciła na łóżko.

***

 Dopiero tydzień tej wycieczki, a już miała dość. Malfoy docinał jej na każdym kroku i robił głupie uwagi. Wkurzało i irytowało ją to jednocześnie, myślała, że jeszcze trochę i nerwicy się nabawi lecz postanowiła być dzielna. Skoro wytrzymała 7 dni, to wytrzyma jeszcze kolejne 7. Nie da się podpuścić Malfoy'owi i nie będzie zwracała uwagi na to co do niej mówi. Nie da również satysfakcji Potter'owi, że wcześniej zrezygnowała i wróciła do domu. Po prostu nie! Dla niej to sprawa honoru.
 Dziś czeka ich wycieczka do jednego z parków narodowych. A ściślej mówiąc do Parku Narodowego Hawange. Hermiona dużo czytała o Zimbabwe i miała nadzieję, że w czasie tej wycieczki zwiedzi wszystkie parki. Czuła podekscytowanie. Słonie widziała tylko w ZOO, bo gdzie indziej można zobaczyć go w Anglii? Nigdy w życiu nie widziała takiego, można powiedzieć, dzikiego słonia. A lwa to już można zapomnieć, a przecież lubiła je tak samo jak te ogromne zwierzaki. W końcu miały taką grzywę jak Hermiona.
 Nagle głośny łomot do drzwi wyrwał ją z zamyślenia.
 -Czy księżniczka Granger może już łaskawie wyjść z łazienki? - usłyszała rozzłoszczony głos Malfoya. Denerwował ją. Było tak każdego ranka. Ledwo Hermiona wejdzie do łazienki zdąży się załatwić i zacząć rozczesywać włosy, a już było pukanie do drzwi. Co za bezczelny typ!
 -Nie, nie może bezczelny arystokrato! - odkrzyknęła ujarzmiając już swoje włosy. Zaklęcie które rzuciła na szczotkę było bardzo przydatne. Wystarczyło tylko raz je przeczesać i już układały się w miękkie fale.
 -Potrzebuje tylko jednej rzeczy!
 ,,-Jaka zmiana, nigdy nie chciał tylko jednej rzeczy, on zawsze po prostu musiał tu wejść." - pomyślała. Hermiona. No ale skoro tak pilnie potrzebował czegoś stąd to weźmie jeszcze poranną kąpiel. Związała szybko włosy, żeby ich nie zmoczyć. I zdjęła piżamę kładąc ją blacie. Zaczęła również zdejmować bieliznę.
 -Dobra, sama tego chciałaś!
 -Już się boję - zakpiła i odwróciła się od drzwi tyłem, aby napuścić wody do wanny. Hałasy za drzwiami ustały. Chyba się poddał i poszedł sobie. Możliwe, że się ubrać, ponieważ był w łazience już przed nią i wyszedł mając na biodrach ręcznik. Czy jedynie ręcznik to nie wiedziała, chociaż z chęcią by się przekonała. STOP! Hermiona, o czym ty myślisz? - zbeształa samą siebie.
 No i dobrze! Nie wszystko zawsze musi mieć dostarczone pod nos, bo on tak chce.
 Podeszła do szafki umiejscowionej obok drzwi, po nową kostkę mydła. Nie będzie przecież używała tej samej co on. W tym samym momencie zauważyła, że jego bokserki leżą na blacie. ,,Czyli to chciał wziąć z łazienki. Niech sobie weźmie inne.'' - pomyślała brązowowłosa i wzięła bokserki blondyna, po czym wrzuciła do kosza na pranie.
 Hermiona nigdy nie była mściwa, chyba, że ktoś na prawdę zalazł jej za skórę. Ale teraz tym kimś był Malfoy. Przemądrzały arystokrata, który wartości życiowe innych ma za nic. Wyznaje tylko swoje własne.
 Już miała wchodzić do wanny, kiedy drzwi łazienki zniknęły z głośnym trzaskiem. Po prostu skurczyły się jak na kreskówkach, zawirowały i zniknęły. Zaszokowana stała i patrzyła na Malfoya, a on patrzył na nią. Zapomniała nawet, że jest nago. Blondyn mierzył ją od góry do dołu lustrując jej ciało. Jakby starał się zapamiętać każdy szczegół. Jego wzrok dłużej zatrzymywał się na wypukłości piersi. Dosłownie pożerał ją wzrokiem. Hermiona także patrzyła na jego ciało. Pięknie wyrzeźbione. Chciała by podejść i go dotknąć. Ale to stanowczo za dużo. Nagle Malfoy puścił ręcznik i oczom kobiety ukazała się jego męskość. Obydwoje nie mogli oderwać od siebie wzroku. Płynęło między nimi pożądanie, jakiego nigdy do nikogo nie czuli.
 Nie wiadomo kto pierwszy się ruszył i zrobił krok do przodu, ale już po chwili złączeni byli w namiętnym pocałunku. Malfoy posadził ją na blacie umywalki. Zimno metalowych części i gorąco pożądania sprawiło, że mimowolnie jęknęła czym dała Malfoy'owi zaproszenie do dalszych czynności.
 Nagle oderwał się od niej, z goryczą pomyślała, że to już koniec. Gdyby myślała trzeźwo i nie paliło ją pożądanie pewnie by się ucieszyła, ale teraz miała niedosyt.
 Dużym zaskoczeniem dla niej było jednak to, że wcale nie skończył. Jego głowa szybko znalazła się między nogami Hermiony i natychmiast zaczął bawić się językiem praktycznie wewnątrz niej, dając jej niesamowitą rozkosz. Jęki dziewczyny stały się częstsze i głośniejsze. A on wcale nie przestawał się bawić. Nagle jej ciało rozpadło się na milion kawałków w uniesieniu. Szybko wrócił do jej ust. Ale tym razem to Hermiona się oderwała i szybko zeskoczył z blatu klękając przed nim chwytając w rękę jego męskość. Zaczęła go gładzić, przygryzać i ssać. Malfoy odchylił głowę. Rozkosz jaką ona mu dawała była nie do zniesienia.
 -Przestań, bo dojdę ci w ustach - ostrzegł ją nieswoim głosem. Na to ostrzeżenie Hermiona jeszcze bardziej zaostrzyła swoje pieszczoty. Już po chwili biały płyn ściekał po kącikach ust brązowowłosej. Wypluła nasienie do porcelanowej umywalki, a resztę połknęła ze śliną.
 Malfoy ponownie posadził ją na blacie po raz kolejny zaczął ją całować. Jego ręce błądziły po jej piersiach ugniatając je, ściskając i mocno, prawie, że do bólu ściskając sutki. Ona z kolei spod jego ust głośno jęczała. Była gotowa. Po chwili bez żadnego ostrzeżenia Malfoy wszedł w nią gwałtownie i dziko. To nie była mała miłostka, którą zwykle w takich sytuacjach przedstawia się w filmach. Po prostu był to najdzikszy seks jaki Hermiona do tej pory uprawiała z kimkolwiek. Musiała stwierdzić, że taki jest o wiele lepszy od seksu słodkiego w którym pieszczoty są delikatne bez wyrachowania. Właśnie chyba w tym momencie odkryła to co najbardziej chciała, a nikt nie potrafił jej tego dać.
 Właśnie teraz obydwoje doznali spełnienia. Biały płyn spływał po udach Hermiony. Wiedziała, że spora jego część znajduje się w niej. Leżeli teraz na zimnych kafelkach w łazience.
 -Zapomnieliśmy o zabezpieczeniu - przeraziła się nagle Hermiona. Ciągle jeszcze ciężko dyszała.
 -Spokojnie. Miałem kiedyś operację i po niej w Mungu powiedzieli, że nie będę mógł mieć dzieci - odpowiedział próbując zapanować nad oddechem.
 -I tak cię nienawidzę - powiedziała mu Hermiona przejeżdżając ręką po jego męskości.
 -Ja ciebie równie mocno - stwierdził uniósł się na łokci i wkładał w nią palce jeden po drugim. - Powtarzamy czy masz już dość?
 Odpowiedzią Hermiony na to pytanie było wstanie, siad na nim, złapanie nabrzmiałej męskości blondyna i wprowadzenie go w swoje wnętrze, które tak bardzo było spragnione.

***

 Po Parku poruszali się Jeepami dostosowanymi do piaszczystych i wyboistych dróg. Ciągle jechali w konwoju, nie przekraczając 30 km/h, kiedy było coś ciekawego cała wycieczka stawała. W samochodzie siedzieli dwójkami. U większości prowadzili panowie. Na końcu konwoju jechała Hermiona z Draco.
 Słoń! To na co Hermiona czekała od dzieciństwa. Wreszcie spełniło się jej marzenie. Jadąc Jeepem po parku wyglądała jak dziecko w sklepie z zabawkami. Cieszyła się z widoku małp, słoni, tygrysów w oddali.
 -Możesz wyglądać jak kobieta, a nie jak dziecko? W ten sposób czuję się pedofilem - zagryzł wagi i odwrócił wzrok na drogę.
 -Wal się Malfoy - odpowiedziała i z powrotem patrzyła na wspaniałości, które oferuje jej to miejsce.
 Dojechali do pewnego punktu gdzie wysiedli z samochodów. Zaczęło się zwiedzanie na piechotę. Choć nie za bardzo odpowiadało to Hermionie. Nachodziła się jak była mała. Razem z rodzicami ciągle chodzili na piesze wycieczki. I wcale nie polubiła ich jeszcze bardziej razem z dorosłością.
 Jednak piesza wycieczka okazała się interesująca, bardziej można się czemuś przypatrzeć. Zobaczyć to z różnych perspektyw.
 -I z czego ty się cieszysz? Wyglądasz jak głupia - zaszydził z niej.
 -Uważaj na słowa Malfoy! - zdenerwowała się.
 -No, a czy widziałaś się w lustrze kiedy się tak uśmiechasz? - zaczął jej teraz ewidentnie dokuczać. W akcie obrony stanęła przed nim z założonymi rękami zostając w tyle za grupą.
 -Posłuchaj zarozumialcu! - zirytowała się. - To, że zachowujesz się arogancko to nic, bo już się przyzwyczaiłam! To, że mnie obrażasz to do tego również przywykłam, ale mógłbyś dać spokój chociaż do końca tej wycieczki!
 -Dobra Granger, nie denerwuj się bo złość piękności szkodzi, a ty niestety nie masz czym szastać - odpowiedział leniwie i przerzucił butelkę z wodą z jednej ręki do drugiej.
 -Jesteś bezczelny! Myślisz, że za każdym razem każdy musi padać ci do stóp?!
 -Dzisiaj rano przede mną klęczałaś i nic ci się nie stało.
 -Przypomnij sobie, że ty również przede mną klęknąłeś - wysyczała jadowicie. Nagle Hermiona rozejrzała się dookoła uświadamiając sobie, że wycieczka poszła w nieznanym jej kierunku i co najgorsze straciła ją z pola widzenia. - No i zobacz co narobiłeś! Właśnie się zgubiliśmy!
 -A od czego jest różdżka? - obrócił w palcach cienki patyczek. Nagle z drzewa zeskoczył koczkodan i porwał mu z ręki magiczny przedmiot.
 -Brawo! Jesteś genialny! - zawołała z rozpaczą podczas, gdy Malfoy próbował odzyskać różdżkę.
 -A gdzie przepraszam bardzo masz swoją?! - wrzasnął na nią.
 -Po pierwsze to do mnie nie krzycz! A po drugie zostawiłam ją w hotelu, bo nie miałam zamiaru się zgubić!
 W tym momencie Malfoy odzyskał różdżkę. Niestety tu zaczynały się schody. Była ona w dwóch częściach. Raczej już nic z nią nie wyczaruje. A od tak sobie byle czym nie da się naprawić różdżki.
 -Kretyn! Żałosny, przemądrzały arystokrata, który nie ma za grosz rozumu! Czemu życie mnie kara? Już chyba wolałabym pojechać z Margaret!
 -Garnger - wciął się w jej wywód.
 -Czego?! - wrzasnęła.
 -Odwróć się, ale bardzo powoli.
 -Nie rozkazuj mi! Co ty sobie wyobrażasz? Że będę na każde swoje skinienie? Niedoczekanie twoje! - założyła ręce na piersi.
 -Zamknij się i się odwróć!
 -Bo co?! - odwróciła się gwałtownie do niego plecami. Zobaczyła, że ogromny lew afrykański zbliża się w ich stronę dość leniwym krokiem. Nogi się pod nią ugięły i w ogóle nie wiedziała co ma zrobić. Czy uciekać czy stać tam i dać się zjeść. Raczej średnio przyda jej się wspinanie na drzewo. Miała do czynienia z kotem. Wejdzie tam za nią. - I co my mamy robić?
 -A bo ja wiem!
 -To twoja wina! - wrzasnęła.
 -Myślę, że to nie czas ani miejsce na obarczanie się winą!
 -Ale to i tak twoja wina!
 Stali tak nieruchomo i nie wiedzieli co mają ze sobą robić. Każdy ruch mógł okazać się zdradziecki. Tak przeraźliwie się bała. Chciałaby teraz skryć się gdzieś i czuć, że jest bezpieczna. Po 10 minutach lew najwyraźniej bez bliższego podchodzenia ocenił, że są nic niewarci. I żadne z nich pożywienie.
 Kiedy odszedł na wielką odległość i po chwili w ogóle zniknął im z horyzontu Hermiona rzuciła się na Malfoya z pięściami. Okładała go po ciele, nawet nie patrzyła gdzie go uderza. Co dziwne pozwalał jej na to. Kiedy jej ciosy straciły na sile przygarnął ją do siebie i przytulił. Sama nie wiedziała, kiedy łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. Pozwolił jej płakać, a ona wcale nie zamierzała przestać płakać. Teraz opadały z niej wszystkie emocje. Cała się trzęsła.

***

 Bezpiecznie odnalezieni przez organizatorów wrócili do hotelu. Hermiona nie do końca wie jak się dostała do hotelu. Pamięta tylko odurzający zapach perfum Malfoya i jego niebieską koszulę.
 Umyta i zmęczona wróciła do sypialni położyła się na łóżku i zasnęła.

***


 Nadszedł czas powrotu do domu. Podróż przebiegła płynnie. Ciągle spała. Czasami coś zjadła, napiła się. Nie miała ochoty na nic. Jeszcze nie doleciała do domu a już czuła się zmęczona. Pytania Potter'ów i Weasley'ów na pewno przylegną do niej jak muchy do lepu. Ciągle będzie musiała odpowiadać na jedno i to samo milion razy.
 Londyn, miasto ulicznego zgiełku, ciągłego szumu - tyle ono znaczy dla Hermiony. Może i jest ładne ale nie widziała w nim szczególnego uroku. Zdecydowanie wolałaby mieszkać w Paryżu., które dla niej jest symbolem miłości.
 -Może odwieźć cię do domu? - zapytał niespodziewanie Malfoy zza jej pleców.
 -Miałam zamiar złapać taksówkę - stwierdziła dość niechętnie się odwracając.
 -Nie wygłupiaj się. Blaise podstawił mi wóz, chodź ze mną - posłał jej ten magnetyczny uśmiech.
 -No... Dobrze - zatwierdziła, a on zabrał jej walizkę i pociągnął za sobą.

***


 -Wejdziesz na górę?
 -Tak - powiedział niby od niechcenia. - Pomogę ci z walizką.
 Weszli do mieszkania i Hermiona zapatrzyła kawę. Usiedli przy stole i patrzyli na siebie tylko w ogóle się nie odzywając.
 -To smutne, że nie możesz mieć dzieci - stwierdziła. - W twojej rodzinie pewnie jest ci ciężko.
 -Eh. Ta operacja... Oni po prostu coś spieprzyli. Nawet sami nie wiedzą co i jak, po prostu pewnego dnia powiedzieli mi na wizycie kontrolnej, że moje nasienie nie jest w stanie zapłodnić kobiety. Graniczy to z cudem.
 -Czyli mam być spokojna? - zaśmiała się.
 -O tak. Nie rozwija się w tobie mały zarozumiały arystokrata - uśmiechnął się błyszcząc zębami w półmroku.
 Sama nie orientuje się, jak i kiedy wylądowali w łóżku. Wie tylko, że było cudownie.

***


 Obudził ją natarczywy dzwonek do drzwi. Ktoś po drugiej stronie nie dawał za wygraną i koniecznie chciał się z nią widzieć. Przetarła zaspane jeszcze oczy i szturchnęła blondyna śpiącego obok. Była świadoma, kto stoi za drzwiami i oni wcale nie będą zadowoleni kto leży nago obok niej. Malfoy też wcale nie był zadowolony z tej konfrontacji. W pośpiechu się ubrał, pożyczył różdżkę Hermiony i już go nie było. Brązowowłosa ubrała się i rozczochrana otworzyła drzwi ludziom, których nazywała przyjaciółmi.
 -Ciocia! - krzyknęła Rose i rzuciła jej się na szyję.
 -Cześć słoneczko - cmoknęła ją w czoło. Po chwili się uwolniła od dziewczynki i przywitała z całą resztą. Czyli ciężarną Ginny, która uwiesiła się na niej jak Rose. Harry prawie połamał jej żebra, Ron lekko przytulił, a Margaret lekko cmoknęła w policzek, jakby się brzydziła.
 -I jak było? - Ginny się rozgadała zanim Hermiona zdążyła zamknąć za nimi drzwi.
 Skróciła im swój pobyt w Zimbabwe, omijając to, że był tam Malfoy i wszystko co z nim związane. Rose słuchała z otwartą buzią, a Ginny co chwilę wchodziła jej w słowo wspominając własną podróż poślubną w podobne miejsce. Harry uciszał żonę i tak się zapętlało to koło. Pokazała im również zdjęcia, przekazała upominki.
 -A nie znalazłaś tam faceta? - mruknęła w końcu Margaret.
 -Nie, niestety Meg, żadnego - na twoje nieszczęście - dopowiedziała w myślach, ale do niej tylko się słodko uśmiechnęła.
 Każdy zmierzył groźnym wzrokiem żonę Ronalda.

***


 -Przyszedłem ci coś oddać - powiedział Malfoy stając w drzwiach jej mieszkania.
 -Wejdź - odsunęła się od drzwi, aby go przepuścić.
 Po przekroczeniu progu od razu wpił się w jej usta. Tak zaczął się ich romans. Przychodził do niej co wieczór lub co drugi wieczór. Zawsze grali co najmniej 2:2. Obydwojgu odpowiadał taki układ. Całkowicie bez zobowiązań. Łączyło ich  łóżko, no może coś więcej. Ale, żadne z nich nie zdradzało swoich pragnień. Po co zawracać głowę temu drugiemu?

15 miesięcy później...


 Spotykali się już tak długo. Nikt o nich nie wiedział. Nawet najlepsi przyjaciele. Uważali, że skoro ta informacja ich wcale nie uszczęśliwi to wcale nie muszą być wtajemniczeni. Była to sprawa ich prywatna i nic nikomu do tego.
 -Wiesz co? - odezwał się Draco.
 -Nie, nie wiem - zaśmiała się.
 -Ożeniłbym się z tobą - stwierdził z poważną miną.
 -Ale jestem szlamą i to cię zrujnuje - dopowiedziała.
 -No chyba jesteś głupia - stwierdził. - Tu chodzi o to, że pewnie chciałabyś mieć kiedyś dzieci, żeby bawiły się z dziećmi twojej rudej przyjaciółki. A ja ci tego nie dam.
 -Przestań - mruknęła - nie każda kobieta musi do pełni szczęścia mieć dziecko. Jeśli byłabym w ciąży to bym się cieszyła, bez ciąży też wcale bym nie ubolewała.
 -Czyli jakbym cię poprosił o rękę to byś się zgodziła?
 -No nie wiem - powiedziała prowokacyjnie.
 -Wyjdziesz za mnie? - zapytał przygważdżając ją do łóżka.
 -Wszystko muszę za ciebie robić? - zaśmiała się jakby nie pytał ją o małżeństwo tylko o wyniesienie śmieci.
 -Pytam poważnie. Zostaniesz moją żoną?
 -A kochasz mnie?
 -Nie oszukujmy się, każde z nas coś czuje. A jest to niezdefiniowane, prawda?
 -Prawda - przyznała mu rację. - Plus to, że nikogo nie szukamy.
 -No to jak?
 -Zgadzam się - zaśmiała się perliście, a on tylko zamknął jej usta wyczerpującym pocałunkiem.
 -Mówimy komuś? - zapytał wreszcie.
 -Nie, to nie ich sprawa - odpowiedziała, co zadowoliło ich oboje.
 -Bądź gotowa jutro - szepnął.
 -Już? Tak szybko?
 -A na co chcesz czekać? I tak nikogo o tym nie informujemy. Uświadomimy ich po fakcie.
 -I to jest... Jakaś myśl, ale nie wiem jaka - zaśmiała się i znowu zaczęła się ich miłosna gra. Teraz jako narzeczeństwo.

Dzień ślubu


 -Serio Draco? Vegas? - zapytała ubrana w białą zwiewną sukienkę.
 -Tak. Za chwilę mamy świstoklika - zbliżył się do niej i pocałował w usta. - Pięknie wyglądasz kochanie - wymruczał uwodzicielsko. Jego dłonie wsunęły się pod sukienkę i złapały za krawędź jej koronkowych stringów. - Zdejmę je dziś zębami...
 Otarł się o jej biodro gdzie wyczuła jego podniecenie.
 -Mam coś dla ciebie - postawił na dłoni czerwone pudełeczko. - Wszystkie mężatki go noszą, nie chcę cię go pozbawiać - jej oczom ukazał się drobny pierścionek z błękitnym okiem w środku.
 -Dziękuję - wpiła się w jego wargi.

***


 Stali przed małą skromną kapliczką w Las Vegas. Nigdy żadne z nich nie pomyślało, że się tu znajdzie. A szczególnie w takich okolicznościach. No cóż. Czasy się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Wszystko się zmienia.
 Ścisnęli sobie dłonie i weszli do środka.
 -Szybki i natychmiastowy ślub? - usłyszeli głos urzędnika.
 -Tak - odpowiedzieli zgodnie.
 -Jesteście pijani?
 -Nie...
 -A może na dragach?
 -Również nie...
 -To co wy tu robicie? - nie dowierzał.
 -Ej, to nie twoja sprawa! Chcemy ślubu to nam go udziel bez zbędnych pytań! - rozzłościł pannę młodą.
 -Dobra, dobra - podniósł ręce w geście obrony.
 Po wszystkich formalnościach wyszli z kaplicy jako pan i pani Malfoy. Za pomocą świstoklika ponownie znaleźli się w Londynie, w mieszkaniu Hermiony. Lec pierwsze co zrobili to wcale nie była szybka wędrówka do łóżka, a ich zdjęcie. Zdjęcie , które ma być zdjęciem ślubnym. Draco machnął różdżką i zdjęcie zostało szybko oprawione w ramkę. Postawili je na półce i zrobili to na co mieli ochotę. Draco na prawdę ściągnął z niej stringi zębami.

***

 -Cześć Hermi! - krzyknęła ruda od progu ciągnąc za sobą swojego synka. Rozczulający widok matki z dzieckiem. - Co chciałaś mi powiedzieć? No mów szybciutko, bo się niecier... - nie skończyła zawieszając wzrok na zdjęciu z wczorajszego dnia, na którym Hemriona i Draco nie szczędzą sobie czułości. - Hermiona? Co to jest?
 -Ja i Draco.
 -To widzę, ale dlaczego wy się całujecie?
 -Od wczoraj jesteśmy małżeństwem - powiedziała i uśmiechnęła się tak szeroko jak tylko mogła.
 -A od kiedy się spotykacie? - przełknęła głośno ślinę.
 -Od wycieczki do Zimbabwe.
 -Gratulacje - wyjąkała zaszokowana. - Hermiona? Jesteś w ciąży?
 -Nie! - zaśmiała się tak perliście, że mały James śmiał się razem z nią. - Chodź to wszystko ci opowiem.

 -Ja na pewno nikomu nie powiem - zastrzegła Ginny po skończonej opowieści Hermiony.
 -No ja myślę. Opowiedziałam ci właśnie nasze życie łóżkowe - zaśmiała się brązowowłosa. - Ale nie wierzę, że nie powiesz nikomu, że jestem mężatką - zachichotała.
 -No to uwierz. A zamierzasz powiedzieć Ronowi i Harr'emu?
 -Pewnie kiedyś tak, albo ty im powiesz.
 -Nie pisnę ani słówka - zamknęła buzię na niewidzialną kłódkę i wyrzuciła klucz za siebie.

***


 -Pani Malfoy! -krzyknął ktoś za nią, kiedy szła korytarzem Ministerstwa. - Pani Malfoy! Niech się pani zatrzyma! - udawała, że nie słyszy sekretarza swojego męża. Nagle wpadła na Harr'ego, który nagle wyrósł spod ziemi.
 -Cześć Herm - przywitał się.
 -Cześć Harry, przepraszam spieszę się - szybko chciała go wyminąć. Wiedziała, że Patrick będzie błagał w imieniu Draco, żeby weszła do jego biura. Gdzie siedziała mizdrząca się do niego Astoria Greengrass. Nikt nie wiedział o ślubie i każdy myślał, że złote kółko na palcu blondyna to kiepski żart.
 -Pani Malfoy! Niech się pani nade mną zlituje, szef mnie zabije - gdyby nie cholerny Harry byłaby już przy kominku.
 -Jak to Pani Malfoy? Hermiono co to ma znaczyć?
 -Proszę pani, ja panią błagam, niech pani ze mną pójdzie - chłopak już chciał się rzucać na kolana.
 -Dobrze, pójdę. Tylko poczekaj chwilę - odwróciła się w stronę przyjaciela. - Gin ci nic nie mówiła?
 -Nic a nic. Czyli jeśli dobrze rozumiem to jesteś żoną Malfoy'a? - pokiwała głową. - Jesteś szczęśliwa? - ponownie skinęła głową. - No więc wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - przytulił ją mocno bez żadnych zbędnych pytań o co kiedy i jak.

***

 Po tygodniu wiedzieli już wszyscy. Reakcja Margaret utkwi jej w pamięci na zawsze. Otworzyła usta jakby chciała zwymiotować i przylepiła się do Rona. Konkretnie nie potrafiła zinterpretować tej reakcji. Wiedziała tylko, że jej wzrok ciągle wlepiał się w Draco, prawie go pożerając.
 Jak Hermiona nie lubiła Margaret, to się w głowie nie mieściło. I fajnie było jej utrzeć tego szpiczastego nosa!

3 lata później...

 -Jest mi tak strasznie niedobrze... - poskarżyła się, siadając Draco na kolana.
 -Może coś zjadłaś? - zasugerował.
 -Jem to co ty. Dlaczego ty nie wymiotujesz? - skrzywiła się.
 -Nie wiem skarbie - pocałował ją w czubek głowy, potem w czoło i zagłębienie obojczyka. - Może pójdziemy do lekarza? Coś jest nie tak skoro od trzech dni tak chorujesz.
 -I co on mi powie? To co ja sama mogę sobie powiedzieć. Niestrawność żołądkowa - przytuliła się mocno do męża.
 -A może jednak, co? - pokręciła przecząco głową. - A dla mnie?
 -To czysty szantaż - zmrużyła oczy. - Ale niech ci będzie. Zaraz zadzwonię.

***

 -Jakie leki mam zażywać, żeby mi przeszło? - powiedziała Hermiona po skończonym badaniu.
 -Samo minie za parę tygodni - uśmiechnął się lekarz.
 -I do tego czasu moja żona ma wypluwać żołądek i czekać kilka tygodni tak? - fuknął rozzłoszczony blondyn.
 -Spokojnie, niech się pan nie denerwuje. Przy ciąży tak jest. To wcale nie jest szkodliwe - nagle oboje pobladli.
 -Jak to ciąży? - zapytała Hermiona z oczami jak spodki od filiżanek.
 -Nie planowali państwo dziecka?
 -Nie o to chodzi... - mruknął Draco. - Ja, tak jakby nie mogę mieć dzieci - nie chciał, żeby zabrzmiało to tak jakby Hermiona go zdradziła. - Lekarze mówili, że to cud jak uda mi się spłodzić dziecko.
 -No to mają państwo swój własny prywatny cud. To początek 3 miesiąca - uśmiechnął się serdecznie i wyszedł po coś z gabinetu.
 Łzy szczęścia mimowolnie lśniły w oczach obojga młodych ludzi.
 -Kocham Cię - wyszeptała prosto w jego usta.
 -Ja ciebie też kocham.

6 lat później...

 Niespodziewany zwrot akcji. Hermiona wyszła za Draco i niemożliwe stało się możliwe, w ich domu biega blond włosy chłopczyk. Oczko w głowie rodziców. Gdyby mogli zdjęli by mu gwiazdkę z nieba. 
 Nikt nigdy nie powiedziałby, ze tych dwoje może stworzyć tak szczęśliwą rodzinę. Tak bardzo się kochającą. Emmet rozświetlał wszystkie aspekty ich życia.