poniedziałek, 19 maja 2014

Miniaturka - Ostatnia Wola

 -Cześć Aniołku – powiedziała Hermiona pochylając się nad kołyską trzymiesięcznego chłopca.
 Dopiero wczoraj, po trzech latach wróciła z misji, jaka w tajemnicy przed wszystkimi Dumbledore jeszcze za swojego życia. Misja polegała na odnalezieniu złota, jednak nie powiedział czyjego i kto je zakopał już bardzo dawno temu. Miał jakieś wyznaczniki, co do odnalezienia, nie powiedział również od kogo. Był w tej sprawie bardzo tajemniczy.
 Albus mimo, że miał wiele złota nie mógł się podzielić z biedniejszym bratem, gdyż on nie chciał od niego nawet najmniejszej pomocy. Wolał żebrać na ulicy niż wziąć cokolwiek w razie potrzeby. W związku z tym całe złoto, które odnajdzie ma należeć do Aberforth'ora.
 Hermiona miała zacząć szukać kosztowności, gdy zorientuje się, że jego brat nie ma już zwierząt w zagrodach.
 Albus mówił, że to bardzo szybka sprawa. I tak też było. Ale "pojmali" ją Mortakhowie. Tamtejszy lud, który był święcie przekonany, że bogowie zesłali kogoś na wyspę, żeby im ten skarb odnalazł.
 Pamiętała dzień, w którym zorientowała się, że Aberforth'owi nie wiedzie się zbyt dobrze. Postanowiła wtedy, że wyjeżdża natychmiast. Co prawda, w jego zagrodach zwierzęta nie zniknęły całkiem, ale zmniejszyła się ich ilość. Po powrocie z Hogsmite do domu spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy.  Poprosiła o trzy tygodniowy urlop w Ministerstwie, który dostała bez problemu, ponieważ już tak wiele go nazbierała. Nie zamierzała zabawić tam długo, gdyby wróciła przed końcem swojego urlopu – co stanie się na pewno – spędzi go z Ronem.
 Poszła tylko jeszcze na ostatni obiad u Weasley'ów zakomunikować, że musi pilnie wyjechać. Ron okropnie się wkurzył, że nie może jechać z nią, a jeszcze bardziej na to, że nie chce mu powiedzieć dokąd się wybiera.
 -Ron, ja niedługo wrócę – powiedziała błagalnie patrząc mu prosto w oczy.
 -Dobrze – powiedział tam zirytowany, że poczerwieniały mu policzka. - Kiedy wrócisz, będzie czekała na ciebie niespodzianka – zapowiedział i pocałował ją namiętnie. Zakochana dziewczyna oddała pocałunek z taka samą pasją. Reszta rodziny przyjęła wiadomość spokojnie. Zaufali jej i czekali na jej bezpieczny powrót.
 Niestety los zaplanował sobie inaczej. Zatrzymano ją tam nie na trzy tygodnie, ale na trzy lata. A dlaczego? Ponieważ, kiedy dyplomatyczna Hermiona chciała rozmawiać i przekonać o swoich racjach co do prawowitego właściciela kosztowności, to półgłówek Malfoy musiał zacząć rzucać w nich zaklęciami. Nie spodziewał się, że oni także co nieco na magii się znają. Odebrano im różdżki i wsadzono do lochów, jak w średniowieczu.
 Tak... Malfoy... Kiedy ona przybyła na wyspę, to jeden dzień po niej pojawił się także blondyn.
 -Co ty tutaj robisz, Malfoy?! - krzyknęła kiedy zapukał do drzwi jej domostwa, które na ten okres zajęła.
 Było ono, jak na tę część wyspy, średniej wielkości. Dwa pokoje sypialne, jeden dzienny, łazienka, kuchnia.
 -Będę tu mieszkał – zakomunikował i wszedł do środka bez zaproszenia.
 -No chyba na głowę upadłeś! Niby z jakiej racji?!
On tylko uśmiechnął się szyderczo i zaczął szukać czegoś w sportowej torbie, którą miał na ramieniu. Po chwili wyjął pomiętą kartkę. Rozprostował ją w dłoniach i zaczął czytać.
 -"Draco – rozpoczął dramatycznie. - Wiem, że w głębi serca jesteś dobrym człowiekiem. Ostatnią moją wolą, wobec twojej osoby, abyś szukał złota na wyspie Morthra. Masz wyruszyć wtedy, kiedy dowiesz się o jakimś dłuższym wyjeździe panny Granger. Wiem, że twój honor będzie się kłócił z dobrocią do ludzi, ale mam nadzieję, że podejmiesz właściwą decyzję." Ble, ble, ble – zakończył znudzony.
-Nie wierzę ci, pokaż mi to – rozkazała, a on tylko podał jej kartkę. Przebiegła jeszcze raz po niej wzrokiem. Było tam jeszcze kilka szczegółów, których jej nie przeczytał. Znajdował się tam także autentyczny podpis i pieczęć zmarłego dyrektora Hogwartu.
 -Napatrzyłaś się już? - powiedział złośliwie. - To oddawaj – wyciągnął rękę po kartkę, a Hermiona mu ją tam odłożyła. Nie wnikała w szczegóły jak dostał kartkę. Wolała pozostawić to głuchą tajemnicą.
 -Dlaczego ty? Dlaczego nie Harry albo Ron? - zawołała rozpaczliwie.
 -Wiem, że z towarzystwa Łasicy ucieszyłabyś się szczególnie, ale przykro mi, jestem ja. A poza tym to dobrze wiesz, że Dumbledore wcale nie miał do końca dobrze w głowie – stwierdził przewracając oczami. - Dobra, teraz to która twoja sypialnia?
 Hermiona pokazała mu drzwi do jej pokoju, więc on poszedł do drugiego. Później usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać tak zupełni inaczej. Mówiąc bardziej konkretnie ludzkim głosem, a nie szczekając i prychając na siebie. Wytłumaczył jej, że zjawił się na wyspie, ponieważ przyśniła mu się sytuacja z wieży astronomicznej, lecz tym razem to on, a nie Snape, zabijał Dumbledora, który bez życia leciał w zimną czeluść jakiejś przepaści. Wtedy postanowił, że wypełni jego wolę. Hermiona zaś opowiedziała jak to było z nią. Jednak nie było to szczególnie trudne do zrozumienia. Ona ma bardzo dobre serce, więc nie dziwota, że z wielką chęcią chce pomóc.
 Szukając złota ze wskazówkami Dumbledora, nie wiedzieli ile mają się go spodziewać. Po odnalezieniu stwierdzili, że można za to kupić cały Hogwart i Hogsmite. To dlatego tutejszy lud – wcale nie biedny – chciał je dla siebie. Złoto znacznie urozmaiciło by tę wyspę. Hermiona jeszcze przed odebraniem różdżek zdążyła wysłać złoto do żyjącego Dumbledora i to chyba przelało czarę goryczy.
 -Tu jest jak w pierdolonym średniowieczu! - ciągle wyklinał Malfoy.
Hermiona płakała.
Więzienie nie było wygodne. Twarde łóżko, sztywna kołdra, drapiące prześcieradło i twarda poduszka w której watolina zbiła się i dawała poczucie kamienia pod głową.
 Może i nie siedzieli za stalowymi kratami, ale cela była ponura. Było w niej wilgotno i śmierdziało stęchlizną. Nie wspominając już, że nocami okropnie zimno. Raz, góra dwa razy w tygodniu prowadzili ich na kąpiel, aż dziwne, że w takich warunkach Hermionie nie zalęgły się wszy w jej długich włosach. Mieli tylko trzy posiłki dziennie. Czasami, gdy była jakaś wielka uczta dostawali jakieś ochłapy, jak psy. Jedyny plus, jakiego dopatrzyli się w tej niedoli to to, że nie musieli pracować. Siedzieli całymi dniami i rozmawiali. Opowiadali sobie nawzajem o sobie, swojej rodzinie...
Po dwóch latach bardzo polubiła tego głupiego blondyna. Wiedziała o nim tyle co o Ronie i Harrym przez lata przyjaźni. Kiedyś siedział przechylony przed nią i dopatrzyła się blizny w zagłębieniu obojczyka.
 -Skąd ją masz? - zaciekawiła się.
 -Ale co? - zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi.
 -No to – podeszła do niego i wskazującym palcem przejechała po bladej linii.
 -Aaaa... O to ci chodzi – mruknął. - Kiedy byłem mały, bawiłem się z psem mojej babki. Rzuciłem mu patyk i przy okazji się zachwiałem. A, że było tam pochyło to toczyłem się, aż do momentu, kiedy zatrzymałem się na szopie, która miała wystającą blachę i rozcięła mi skórę. Niezbyt mocno, ale jednak. I została mi taka blizna. Nic specjalnego – zakończył machnięciem ręki.
 -Też mam bliznę, dość sporą – powiedziała i podniosła koszulkę pokazując żebra. Widniałam tam skaza ciągnąca się pionowo prawie przez całą klatkę.
 -Co ci się stało? - zapytał zaszokowany widokiem.
 -Kiedy byłam mała, nie zachowywałam się jak dziewczynka. Mało koleżanek, więcej kolegów, z którymi skakałam z drzew, wygłupiałam się nad rzeką. Pewnego razu kiedy wspinałam się na drzewo, źle postawiłam nogę i zjechałam po pniu. Niestety wystawała tam gałąź, którą ktoś wcześniej ułamał no i rozcięła mi tak mocno skórę.
 -Musiało boleć...
 -I bolało. To skutek tego, że zachowywałam się jak chłopiec i chciałam się do nich upodobnić.
 -Ale teraz już nie wyglądasz jak chłopak – stwierdził i zmierzył ją wzrokiem.
 -Spadaj – zaśmiała się i poszła w swój kąt celi.
 -Twoje myśli dalej błądzą przy Weasley'u, prawda? - zaskoczył ją tym pytaniem.
Ostatnio Hermiona myślała o nim. Pewnie po dwóch latach jej nieobecności, kiedy miało jej to zająć jedyne trzy tygodnie, znalazł już sobie kogoś. Dziewczyna może jest już z nim w ciąży, a ona tymczasem gnije w jakimś śmiesznym więzieniu z arystokratą, którego jeszcze do niedawna tak nie lubiła.
Jednak zauważyła, że Draco przez te wszystkie lata grał. I przed ojcem, i przed kolegami. Tutaj zdjął tę maskę, pokazał jaki jest na prawdę. Jak wygląda i jaki jest prawdziwy Draco Malfoy. Nie musi się tutaj przed nikim kryć.
 -Szczerość za szczerość, okay? Ja odpowiadam szczerze na twoje pytanie, a ty potem odpowiesz na moje – kiwnął głową na znak zgody. Do tej pory nie rozmawiali szczerze o uczuciach, od tego czasu stronili najbardziej. Teraz jednak nieoczekiwanie przyszedł moment prawdy. Oboje zgodzili się na szczerość. Już na początku ustalili, że wszystko co tutaj mówią, zostaje między nimi i tymi czterema ścianami.
 -Myślałam o nim ostatnio – powiedział cicho. - Myślę, że na pewno już sobie kogoś znalazł. Nie przestałbyś być wierny kobiecie, która cię opuszcza bez uprzedzenia?
 -Zależy jak mocno bym ją kochał – wzruszył ramionami.
 -To może ty. Ron jest całkiem inny. Na pewno ma kogoś. Zanim się związaliśmy, zawsze mówił, że jak kobieta na długo go zostawi to nie będzie jej stręczycielem, pozwoli jej odejść nie doszukując się powodu – wyznała mu po cichu, a jej oczy wypełniły się łzami. Draco podszedł i przysiadł obok niej, przytulając ją do siebie.
 -Może jednak tak cię kochał, że nie spełnił tego co mówił.
 -Na pewno spełnił. Mam to przeczucie. A moje przeczucia zwykle się nie mylą – położyła głowę na jego ramieniu. - Miałeś kogoś? - zapytała nagle. - Zanim trafiłeś na wyspę, to miałeś kogoś?
 -Miałem – powiedział tylko krótko.
 -A kochałeś ją? - nie dawała za wygraną.
 -Tylko mi się podobała fizycznie. Ojciec i matka ją dla mnie wybrali – ciężko westchnął.
 -I ty mi mówisz, że tu jest jak w średniowieczu, bo wcisnęli nas do celi? - zaśmiał się głucho.
 -Jak ja bym chciał już stąd wyjść – sapnął. - Męczy mnie to, że nie mogę pocałować kobiety, w której się zakochałem – powiedział rozzłoszczony.
 -Kto to taki? - zainteresował się nagle.
 -Nie powiem, bo gdybym ci powiedział, to musiałbym cię zabić – uśmiechnął się błyszcząc już w półmroku białymi zębami.
 -Nie bądź taki Draco... - powiedział słodko.
 -Nic z tego. Może kiedyś – pocałował ją w czoło. - Idźmy spać.
 -Wredny jesteś – łypnęła na niego i poszła na własne łóżko.
 Więcej nie wracali do tej rozmowy. Mijały kolejne dni i tygodnie, a im powoli kończyły się tematy do rozmów. Nadeszła zima, ta spośród trzech lat była wyjątkowo mroźna jak na wyspę. W nocy Hermiona niemiłosiernie marzła. Wpadła więc na pomysł pozbierania swojej pryczy i przeniesienia się do współwięźnia.
 -Draco – stuknęła go w ramię. Chłopak zdezorientowany popatrzył na dziewczynę. - Zimno mi, mogę sapać z tobą? - nic nie odpowiedział jedynie uchylił rąbek kołdry, żeby ona mogła wejść i poszedł spać dalej.
 -Draco... - Hermionie najwidoczniej odechciało się spać. - Lubisz mnie?
 -Mhy - mruknął przez sen.
 -A powiesz mi co to za dziewczyna w której się kochasz?
 -Mhy - przytaknął, żeby ją zbyć. Wyczuła to, więc zadawała mu głupie pytania.
 -A kochasz mnie?
 -Mhy...
 -To ożenisz się ze mną, prawda?
 -Mhy...
 -I będziemy mieli gromadkę słodkich dzieci, zgadzasz się?
 -Mhy...
 -A ojcem chrzestnym pierworodnego syna będzie Ron, okay?
 -Mhy... - nagle się zerwał. - Nie, nie zgadzam się. Cofam to ostatnie - patrzyła na niego tylko rozbawiona słodkimi oczami. - Jesteś wilkiem w owczej skórze, wiesz o tym?
 -Ja? Skądże - zatrzepotała rzęsami i położyła rękę na jego klatce.
 -Hermiono kusisz... - powiedział przymykając oczy.
 -Jesteś tego pewny? - uniosła się na łokciu, żeby na niego spojrzeć.
 -Wiesz dobrze, że tego nie chcesz - mruknął, ale w jego głosie dało się słyszeć nutkę rozczarowania.
 -A ty tego chcesz?
 -To nie ma najmniejszego związku ze mną - powiedział dobitnie. Jednak poznała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy kłamie. I teraz kłamał.
 -To chodzi o tą dziewczynę, prawda?
 -Co? Jaką dziewczynę? - zmarszczył brwi, po chwili jednak zrozumiał o co chodzi. - Tak, jak najbardziej tak. Ale nie bądź na mnie zła, ja wiem, że ty po wyjściu stąd wrócisz do Weasley'a - uśmiechnął się smutno.
 -Nie - powiedziała krótko, a on zdziwiony na nią spojrzał.
 -Jak to nie? Co to znaczy, bo nie za bardzo rozumiem?
 -Nie wrócę do Rona.
 -Dlaczego? - otworzył zdziwiony oczy.
 -Przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że to już mi minęło. To ślepe zauroczenie, kiedy ciągle widziałam jak zachowuje się podczas wojny, teraz... No nic, nieważne. Nie wrócę do niego.
 -Jesteś tego pewna?
 -Tak. Na sto procent - nagle Draco chwycił jej twarz w obie dłonie i namiętnie pocałował.
 -A co z tą dziewczyną w której jesteś zakochany?
 -Właśnie się z nią całuję - powiedział i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć to ponownie zatkał jej usta pocałunkiem.
 -Kłamiesz - powiedziała słabo, kiedy się od niego oderwała.
 -Nie śmiałbym ci tak łgać - cmoknął ją w czoło. - Chwila - przypomniał coś sobie nagle. - Ty nie dokończyłaś myśli, ja ci wyjawiłem swój sekret, że tak to ujmę, więc ty dokończ - uśmiechnął się.
 -Ale jaką? - znów robiła swoje słodkie oczy.
 -Dobrze wiesz jaką - powiedział i ściągnął szczęki tak jak robiła to Hermiona, kiedy mówiła. - zachowuje się podczas wojny, teraz... No nic, nieważne. - zacytował jej słowa naśladując jej głos.
 -Ja wcale tak nie mówię!
 -Ja wcale tak nie mówię! - przedrzeźniał ją dalej.
 -Przestań!
 -Przestań! - patrzył na nią wyzywająco.
 -Powiem ci - skapitulowała. - Teraz i tak jestem zainteresowana kimś innym.
 -I tym kimś jestem ja - wyszczerzył zęby.
 -O proszę, jaki skromny - parsknęła śmiechem, a on jedynie lekko ją pocałował.
 -Nie zrobimy tego tutaj - powiedział, a ona jedynie zmarszczyła brwi. - Nie zrobimy tego tutaj, bo nie chce mieć wspomnienia pierwszego razu z tobą w tak obskurnym miejscu - pocałował ją prosto w usta z pasją, a ona równie silnie pocałunek ten oddała.
 Już wiosną zostali wypuszczeni, gdyż najwyraźniej odsiedzieli swoją karę i tubylcy zrozumieli, że złota nie odzyskają. Stracili co prawda kontakt z bliskimi, ale zyskali całkiem nowe uczucie. 
 Teraz stoi tutaj, przy kołysce dziecka Ginny i Harr'ego, który spokojnie oddycha przez sen. Tyle czasu jej nie było. Harry i Ginny to już małżeństwo z dwuletnim stażem i trzy miesięcznym synkiem James'em.
 -Tak się cieszę, że już jesteś... - przytuliła ją Ginny. Harry stał w drzwiach i przyglądał się kobietom. Obydwie szlochały ciesząc się, że wreszcie się zobaczyły.
 -Chodźcie - powiedział Harry. - Porozmawiamy w kuchni, zaraz przyjdzie Ron - na dźwięk imienia rudzielca Hermiona zaczęła się denerwować.
 Ron przyszedł pięć minut później, jakoś nie był do niej przyjaźnie nastawiony. Patrzył tylko jakby coś my zrobiła, wcale się mu nie dziwiła. Tyle planów, a ona zniknęła.
 Opowiedziała im wszystko co stało się na wyspie i potem siedziała w celi z kimś. Ciągle pomijała blondyna, postanowiła, że najgorszy wstrząs dla nich zostawi na koniec.
 -Dumbledore do pomocy wyznaczył mi Malfoy'a...
 -Co?! - krzyknął Ron. - I to z nim tyle czasu siedziałaś w celi? Współczuje...
 -Nie masz czego Ron - uśmiechnęła się. - Malfoy tak naprawdę jest w porządku.
 -Ty chyba nie wiesz co mówisz, to śmierciożerca - oburzył się.
 -Zastanów się co mówisz, nie znasz go - stanęła w obronie blondyna.
 -Za to ty go znasz doskonale - podniósł głos.
 -Uspokój się Ron i nie krzycz na nią - wtrącił się Harry.  - Hermiona na pewno się z nim nie przyjaźni jak z nami, po prostu mają dobry kontakt, prawda?
 -Yyyy... nie - wydukała. - Tu macie jeszcze jedną wiadomość ode mnie. Ja i Draco jesteśmy razem - powiedziała niepewnie.
 -Co?! - krzyknęli wszyscy i ostro na nią spojrzeli, a ona wytrzymał ten wzrok.
 -To my już nie jesteśmy razem? Dobrze, że mi powiedziałaś - Ron był rozwścieczony.
 -Pamiętasz jak mi kiedyś powiedziałeś, że jeśli dziewczyna ci zniknie to nie będziesz jej szukał i taki tam?
 -Pamiętam, no i co z tego?
 -Jakoś mnie nie szukałeś przez te 3 lata - mruknęła zawiedziona. - Nie dziw się więc temu, że wywnioskowałam, że już nie jesteśmy razem...
 -To chyba za wiele na moje nerwy... Chciałem ci się oświadczyć, wziąć cię za żonę, a ty... a ty... - zabrakło mu słów. - Plugawa szlama!
 -Ron! Jak możesz?! - krzyknęła Ginny.
 -No to chyba koniec, żegnam was wszystkich - powiedziała Hermiona ze łzami w oczach.
 -Nie Herm, nie możesz znowu odejść. Co nas obchodzi Malfoy, zerwiesz z nim i znowu będzie jak dawniej - krzyknęła za nią Ginn.
 -Ginny ma rację, Hermiono!
 Ona już nie słuchała. Draco kocha na poważnie, jeśli oni go nie akceptują, to tak jakby nie akceptowali jej. Przykre ale prawdziwe.


 Hermiona wraz z przyszłym mężem przeprowadzili się z Londynu do Nowego Jorku. Można powiedzieć, że z jednego zgiełku uciekli do drugiego, ale przynajmniej mają spokój od dziwnych spojrzeń. Postanowili, że wrócą tam dopiero, kiedy Hermiona będzie gotowa. Draco też wcale się tam nie spieszyło. Możliwe, że nigdy tam nie wrócą.

3 lata później...

 Właśnie dziś lecą do Londynu. Chcą odwiedzić rodziców Draco, razem z malutkim Jon'em. Chcą także pójść do babci Draco, nie poznała ona jeszcze ich syna z powodu swojej choroby.
 Jon to drobne roczne dziecko z brązowymi loczkami i stalowoszarymi oczkami. Był okropnie rozbrykany i śmiały, nie mógł się doczekać, kiedy już będzie miał siostrzyczkę, którą Hermiona jeszcze nosi pod sercem.
 -I jak się czujesz? - zapytał Draco swojej żony stając przed nią i patrząc w oczy.
 -Dobrze - uśmiechnęła się.
 -A ona? - wskazał na jeszcze płaski brzuch Hermiony.
 -Wcale nie wiemy czy to ona, więc nie mów ona - uśmiechnęła i ucałowała go w policzek.
 Są małżeństwem już dwa lata, nic im w życiu nie brakuje poczynając od szczęścia, a kończąc na pieniądzach. Czasami Hermiona myślała, żeby przeprosić się ze starymi przyjaciółmi, ale padło dużo zbyt raniących słów.

W Londynie na Pokątnej:

 -Mamusiu, dzie tatuś? - wyseplenił słodkim głosikiem Jon.
 -Nie wiem kochanie, miał tu przyjść już jakiś czas temu - odpowiedziała mu matka i próbowała nakarmić go kolejną łyżeczką lodów.
 -A ciemu, on tak pacy? - drobniutką rączką wskazał drugi koniec ogródka, w którym siedzieli.
 -Kto? - zmarszczyła brwi i rozejrzała się dookoła. W drugim kącie zauważyła Rona i rodzinę Potter'ów. Serce mocnej jej zabiło. Nie było przy niej Draco, nie miała w nikim oparcia. Ale przecież czego ona się boi? Ludzi, z którymi się kiedyś przyjaźniła? Odwróciła wzrok i całą swoją uwagę skupiła na synku.
 -Witaj Hermiono, dawno się nie widzieliśmy - usłyszała nieprzyjemny głos za sobą. Rozpoznała by go wszędzie.
 -Witaj Ronald - uśmiechnęła się nieszczerze.
 -Kto miał nieprzyjemność zostać twoim mężem? - zapytał prosto z mostu. Jego pytanie było na tyle aroganckie, że miała ochotę wstać i go uderzyć. - Pewnie nie Malfoy, bo on odpuścił by sobie szlamę - nie wierzyła własnym uszom. Ktoś kogo kiedyś kochała używał w stosunku do niej tak okropnych słów. - A jego ojcem to kto jest? - wskazał palcem na Jona.
 -Palciem sie nie pokaziuje! - wykrzyknął malec oburzony zachowaniem nieznajomego. - I nie moźnia oblaziać mamy! Powiem tacie! - seplenił zbulwersowany.
 -Dziadowskie nasienie, po tobie - wypluł te słowa.
 -Kochanie zatkaj uszka - powiedziała z matczyną miłością do synka. A on spełnił polecenie mamy. - Jesteś nic nie wartym człowiekiem Weasley. Współczuje pani Molly takiego dziecka, starała się jak mogła, ale ty wszystko spieprzyłeś. Reszta twojego rodzeństwa to porządni ludzie, ale ty... Ugh!
 -Jestem jaki jestem, ale twój synuś to pewnie bękart, z którym przyszłaś tu, żeby spotkał się z ojcem...
 -Nie waż się mówić złego słowa na moje dziecko - powiedziała z wściekłością wymierzając w jego klatkę palcem wskazującym. - Jeśli jeszcze raz powiesz coś obraźliwego na mojego syna to oczy ci wydrapie...
 -A język wyrwę i spalę - przerwał jej ktoś nagle. Ten głos bez problemu rozpoznałaby na zaludnionej uliczce. - Wiesz co Weasley? Odsuń się lepiej od mojego syna i mojej żony, bo nie ręczę za siebie. A jeszcze raz coś do niej powiesz to jutro popełnisz samobójstwo.
 Przytulił ją mocno do siebie, a ona schowała się bezpiecznie w jego ramionach. Nie próbowała bronić Rona, a Draco był wściekły, wolał odejść i nie patrzeć na niego. Wziął synka na ręce, otoczył ramieniem żonę.
 -Lepiej żebyś nawet na nią nie patrzył, bo nie wiem co ci zrobię, będę okrutniejszy od Voldemorta - syknął w stronę Weasley'a i opuścili lokal.
 Przy wyjściu Hermiona i Draco lekko skinęli w stronę Potter'ów, co oznaczało ,,Dzień dobry''.


***

 Zaskakujące jak ludzie się zmieniają. Z przyjaciół w wrogów i z wrogów w ukochanych bez których nie chciało by się żyć. Dziwne, kiedy z najbliższych osób stają się ludźmi tylko tolerowanymi przez ciebie lub największymi wrogami. Czasami szkoda tych wszystkich wspólnych wspomnień, które są tak miłe, ale zostały tak okropnie zniszczone jakimś wybrykiem.
 Jednak Hermionie nie jest, aż tak szkoda, żeby nie mogła spać po nocach. Daje sobie z tym radę i cieszy się swoimi dziećmi. 5-letnim Jon'em, słodkim i rozbrykanym oraz 3-letnią Savanah, słodziutką blondyneczką z prostymi włosami i czekoladowych oczach. Obydwoje szaleli za ojcem, tak jak i ich mama, który wszędzie miał oblicze surowego i wrogiego, a dla rodziny był niczym anioł. Gwiazdkę z nieba by im zdjął...



Od autorki:
Podoba się? Bo mi nie za zbyt szczególnie ;< Ale ona była tak na szybkiego :D
Piszcie własne oponie :>
Buziaczki:
Mika M. :*